R. WICZAK-POKOJSKI: Tak. Przyszedł taki moment naprawdę bardzo trudny i też niebywale poważny, bo to jest trochę sytuacja, na którą się nie umawialiśmy. My się umawialiśmy na robienie sztuki, a w tej chwili… Oczywiście nie jesteśmy w tym jakoś osamotnieni, bo podejrzewam, że dotyka to wszystkich nas jako społeczność. Natomiast opera opiera się na kooperacji dużych zespołów i zapanować nad tym jest bardzo trudno. Dokładając wszelkich możliwych starań, wykonując wszystkie niezbędne zalecenia i nawet trochę więcej, i tak się nie ustrzegliśmy tego wirusa. I to jest bardzo ważne, to wyczekiwanie też tego końca, bo w zależności, jak to się będzie przedłużać, to może mieć to bardzo znaczące konsekwencje w ogóle dla sztuk performatywnych. Ponieważ OK, dzisiaj jest to dla nas problem i troska, jak w ogóle prezentować. Oczywiście, że wiadomo, że najlepszą metodą na uniknięcie zarażenia byłoby nie wychodzić z domu, ale też już to trochę ćwiczyliśmy, prawda? Więc jakoś powinniśmy się w tym starać ogarnąć – tak też na to patrzymy. Nie chcemy być orkiestrą na Titanicu. To jest też taki dosyć ważny aspekt. Ale też przede wszystkim to, czy i jak sobie dzisiaj poradzimy. Bo to to ma takie dwa bardzo istotne aspekty: jednym jest sztuka, o której za moment bym chętnie opowiedział. A pierwszy i naczelny, ten bieżący, to jest kwestia naszego bytu jako ludzi i po prostu funkcjonowania. Tak jak mówię: najlepszą metodą byłoby nie wychodzić z domu, ale niech nam ktoś powie, kiedy z tego domu byśmy mogli wyjść.