Te słowa mają moc II
Użycie kalorycznych słów typu „boost” jest coraz ważniejsze, bo jesteśmy na co dzień coraz bardziej przebodźcowani. Na koniec dnia wygrywa ten, kto zdoła przebić ze swoim komunikatem przez ścianę innych przekazów.
Sprawdzona metoda Olgi to użycie świadomie dobranych słów i wyrażeń – synonimów do tych oklepanych, które jako pierwsze przychodzą nam na myśl. Oto nowy zestaw wyselekcjonowanych słów trenerki Business English. Są proste, ale wynoszą mówiącego na inny poziom językowy.
- Podcasty
- English PRO
- Te słowa mają moc II
Sprawdzona metoda Olgi to użycie świadomie dobranych słów i wyrażeń – synonimów do tych oklepanych, które jako pierwsze przychodzą nam na myśl. Oto nowy zestaw wyselekcjonowanych słów trenerki Business English. Są proste, ale wynoszą mówiącego na inny poziom językowy.
Transkrypcja
O. PIETRYKIEWICZ: W pierwszej części podcastu o słowach, które mają moc, rozmawialiśmy o przymiotnikach, takich jak choćby „driven” – czyli ambitny – które nabrały wiatru żagle po upadku banku Lehman Brothers w Ameryce. Słowa te przeżyły istny renesans na fali rozmów rekrutacyjnych osób, które wówczas straciły pracę i musiały zmierzyć się z wymagającym rynkiem Human Resources. Zamiana słowa „ambitious” na „driven” to nic innego jak biznesowe ulepszenie języka angielskiego. Nie da się jednak ukryć, że jest to wierzchołek góry lodowej. W mojej ocenie – czyli osoby, która latami pomagała rekrutować menedżerów w polskich bankach – prawdziwym nemezis takich rozmów jest zwrot: „I am responsible for…”, czyli: „Za co jestem odpowiedzialny lub odpowiedzialna w pracy”. Kiedyś policzyłam, że w trakcie całego, ośmiogodzinnego dnia rekrutacji, usłyszeliśmy ten zwrot – uwaga – 75 razy. 75 razy „I am responsible for…”, które jeszcze niektóre asy językowe przeinaczały i wychodziło z tego: „I am responsibility for…”, czyli całkowite pomieszanie przymiotnikowo-rzeczownikowe. Jednym słowem: koszmar tłumacza. I teraz: nie byłabym sobą, gdybym oczywiście nie pokazała, jak biznesowo ułatwić tego typu stwierdzenie. W bardzo prosty sposób: rezygnujemy ze zwrotu „responsible” i zastępujemy to prostymi czasownikami: „to tackle” i „to handle”. „Tackle” and „handle”. Nie dość, że są to proste czasowniki, w czasie przeszłym kończące się na -ed – czyli: „tackled” i „handled” – to jeszcze są uwielbiane przez magazyny biznesowe oraz wszelkie tematyczne konferencje typu TED. Bo możemy powiedzieć: „I am responsible for Accounting Department”, ale możemy też powiedzieć: „I handle Accounting” albo „being a chief Accountant, I tackle obstacles in my department”. I to, proszę państwa, robi całą robotę. Czyli krótkie i profesjonalne biznesowe czasowniki, które polecam zacząć używać, najlepiej na wczoraj.
Muszę się wam przyznać, że „apparently”, czyli „właściwie” lub „w zasadzie”, to moje słowo klucz do przykrycia wstydliwej niewiedzy i braku znajomości danego tematu. Bo nie oszukujmy się – nawet będąc bardzo dobrym tłumaczem technicznym, nie znam na pamięć budowy każdej linii produkcyjnej. Czasami zdarza się, że dyrektorzy fabryk, z którymi współpracuję, pytają o jakąś milimetrową wręcz śrubkę, a ja -oczywiście zachowując poker face – profesjonalnie kiwam głową i z pełną powagą mówię: „Oh, yes. Apparently, this screw is highly relevant”. Każdy orze jak może, ale przyznacie, że brzmi to bardzo mądrze. I od tego właśnie mamy słowo „apparently” w naszych słownikach. Jest to wspaniały przysłówek, który nas wynosi na zupełnie inny poziom języka angielskiego. Proszę jeszcze raz posłuchać: „apparently” i człowiek od razu czuje się bystrzejszy. Może to za sprawą tego podwójnego, bezdźwięcznego „p” w środku. Apparently. Well, apparently, the word „apparently” makes me smarter. Proszę też pamiętać, że jeśli używamy „apparently” na początku zdania, to właściwym jest dodać przecinek tuż po tym słowie. Wtedy gramatycznie i stylistycznie wszystko nam pięknie zagra w zdaniu. Co ciekawe, wg słownika Collinsa, to jedna z brytyjskich gazet, mianowicie: „Sunday Times”, przoduje w używaniu przysłówka „apparently”. I od 2007 roku to słówko potrafi pojawić kilkanaście razy w jednym wydaniu. Dlatego bierzmy przykład z „Sunday Times” i używajmy „apparently” na potęgę.
Do tej pory na liście naszych słówek niewiele jest o sportowych wyrażeniach, które przeniknęły do językowego świata biznesu. Błąd. Przecież idiomy sportowe to podstawa ciekawej komunikacji biznesowej. I taki jest też czasownik „enhance”. Podstawowy, bo ciężko sobie bez niego wyobrazić zdania mówiące o poprawie sytuacji choćby rynkowej oraz ciekawy, bo jednak nie jest to takie zwykłe „improve”. Przez wiele lat „enhance” pojawiało się w przestrzeni publicznej głównie za sprawą dopingu w sporcie. Ponieważ „performance enhancing drugs” to nic innego, jak niedozwolone substancje używane przez sportowców. Do dzisiaj pamiętam wiele okładek czasopism i magazynów z imieniem i nazwiskiem Lance’a Amstronga – amerykańskiego kolarza pozbawionego 7 tytułów zwycięzcy legendarnego wyścigu Tour de France. Zwykle na tych okładkach towarzyszyły mu właśnie te 3 słowa: „performance”, „enhancing”, „drugs”. I właśnie tak najczęściej było wykorzystywane nasze „enhance”. Na szczęście, dzięki rosnącej popularności Business English to słowo błyskawicznie nabrało zupełnie innego znaczenia. Warto wspomnieć, że jego pierwsze użycie datowane jest na okolice XIII wieku, więc to jedno z najstarszych słówek na naszej liście. Co ciekawe, na początku było używany w dosłownym kontekście, czyli fizycznego umiejscowienia danego przedmiotu. Ale w drugiej połowie XX wieku do gry weszło jego bardziej metaforyczne znaczenie, czyli „ulepszenie” i „poprawienie”. Dlaczego? Wchodzimy tutaj na grząski grunt poprawek związanych z urodą, gdyż „beauty enhancement procedures” to nic innego, jak po prostu stare, dobre „operacje plastyczne”. Jak widzicie, „enhance” ma 3 główne zastosowania: doping w sporcie, poprawianie urody i oczywiście biznes, gdzie poprawić możemy w zasadzie wszystko, a najchętniej enhance the death of our pockets.
Nie wiem, czy wam wspominałam, ale na słowo „honestly”, czyli „szczerze”, też mam delikatną alergię. Ale z zupełnie innego powodu niż na „important”. To, co mnie w tym słowie martwi, to jest jego wymowa, która w Polsce – co muszę przyznać z ogromnym smutkiem – często brzmi „honestly”. I tak jak z brakiem znajomości miliona synonimów do „important” nie mam problemu, tak tutaj już nie da się tego przemilczeć. Bo spotykamy się z nieprawidłową wymową, która rzutuje na bycie komunikatywnym i zrozumiałym w języku biznesowym. Dlatego dla mnie idealnym odpowiednikiem słowa „honestly” dla Polaków jest amerykańskie „frankly”, często używane też jako „to be frank” albo „frankly speaking”. Jeśli ktoś na początku ma problem ze słowem „frankly”, to ja zawsze odsyłam do głównego bohatera serialu „House of Cards”, czyli Franka Underwooda. Jeśli chcesz powiedzieć „honestly”, to od razu pomyśl o osobie, która jest totalnym zaprzeczeniem tego słowa – i wtedy dostajemy „frankly” właśnie. Natomiast jeśli chodzi o rys historyczny tego słowa, to najbardziej niesamowita informacja jest taka, że tuż przed II wojną światową „frankly” praktycznie zniknęło ze Starego Kontynentu, notując znaczne spadki w XVIII i XIX wieku. A kiedy powróciło? Dokładnie wtedy, kiedy myślicie: kiedy żołnierze amerykańscy pojawili się w Europie. Aż mnie korci, żeby obejrzeć jeszcze raz serial „Kompania braci”, tylko pod kątem obserwacji amerykańskich słówek, które na stałe zagościły w naszych słownikach. Bo „frankly”, czyli nasz obecny bohater, wpisuje się idealnie w ten rys historyczny.
Czy jeśli myślicie „duży” i szukacie słowa w języku angielskim, to od razu przychodzi wam na myśl słowo „big”? Założę się, że tak. I czas to zmienić. I właśnie po to tutaj jesteśmy, bo chciałabym, żebyście zaczęli mówić „vast”, szczególnie w języku biznesowym. „Vast problem”, „vast set back”, „vast knowledge” i „vas experience”. To jest przymiotnik, który mnie bardzo interesuje. W języku angielskim pojawił się już w XV wieku i przywędrował do nas oczywiście z łaciny, gdzie „vastus” oznacza „obszerny”, „ogromny”, „rozległy”. Wielbicielami słowa „vast” są dziennikarze CNN, gdzie w jednym z programów nadawanych 9 maja 2021 roku nasze „vast” pojawiło się – uwagę, bo liczyłam – 15 razy. To jest niesamowita liczba pokazująca, jak cenna jest znajomość tego słowa. Ja w ogóle muszę się wam przyznać, że synonimy do „big” to trochę mój konik. Uwielbiam je, są niesamowicie plastyczne. Proszę tylko posłuchać: „colossal”, „massive”, „monumental” i oczywiście słowo „whopping”, które jest już całkiem blisko kanapki Whopper w Burger King. I jak tu nie kochać języka angielskiego? Ale wracając do naszego „vast”: proszę pamiętać, że jest to jedno z lepszych słów w trakcie rozmowy rekrutacyjnej, bo używane zamiast „big” od razu sygnalizuje wyższy poziom znajomości języka angielskiego w biznesie. Na dodatek jest tak krótkie, rzeczowe i proste do zapamiętania, że nie musicie w zasadzie nic robić. Bo „vast” jest takie „self-learnable”, czyli „samonauczalne”. I tak, w trakcie rozmowy rekrutacyjnej możecie powiedzieć, że: „I have vast experience in drawing up business agreements” albo „I possess vast knowledge regarding lean manufacturing”. Jeśli tak profesjonalnie sformułowane zdania nie są w stanie was przekonać do używania częściej „vast”, to chyba kiedyś będziemy musieli się umówić na ten serniczek i ja wam wszystko dokładnie pokażę na flipcharcie. Deal?
Omawialiśmy już w poprzednim epizodzie słowa takie jak: „meaningful”, „impactful” i „relevant”. Jak powszechnie wiadomo już, zwrot „very important” działa na mnie jak płachta na byka. Rozmowa o tym, czy wypada mówić „very important” w biznesie, to trochę jak dyskusja z koszykarskiego podwórka na zasadzie: który koszykarz jest lepszy? Michael Jordan czy LeBron James? Porzućmy ten temat na wieki wieków i po prostu przyznajmy, że „very important” odpada w przedbiegach. Jednym z moich asów w biznesowym rękawie językowym, jest używanie przymiotnika „noticeable”, czyli „zauważalny”, „widoczny”, „dostrzegalny”. To słowo trafiło do mojego słownika dopiero po kilku latach mieszkania w Niemczech i pracy z dyrektorami w tamtejszych fabrykach. Na początku wydawało mi się, że „noticeable” jest jednym, jedynym synonimem, który oni znają i dlatego tak chętnie używają – po prostu z niewiedzy. Ale okazało się, że oczywiście byłam w błędzie, czego nie lubię bardzo. Ale pamiętam jak dziś, gdy jeden z dyrektorów tak odpowiedział na moje pytanie o zasadność używania „noticeable”: „Olga, mnie to urządza, bo to jest jak „notice”, czyli „zauważyć”, czyli słowo, które pochodzi od uwagi. A ja potrzebuję tej uwagi od moich pracowników. Jakiego innego słowa miałbym użyć?” No, trzeba przyznać, że Capitan Obvious – jak to się mówi – 10/10 oczywista oczywistość. Niemcy-Polska 1:0. Dlatego jeśli potrzebujemy tej uwagi, musimy ją skupić na przekazie, na wypowiedzi i na tym, co chcemy, żeby zostało w głowach ludzi, z którymi mamy przyjemność pracować, używajmy właśnie „noticeable”. „Noticeable” jest tym słowem, bo wtedy ta uważność naturalnie sama do nas przyjdzie.
Skoro pogoniliśmy z przytupem zwrot „very important” z naszego słownika, to teraz czas na nieśmiertelne i do bólu wyświechtane – ale naprawdę do bólu, mojego i każdego native speakera – „I think, that…”. Co to w ogóle znaczy? Przy tym zwrocie zawsze proponuję moim uczniom taki deal: umówmy się, że obydwoje myślimy i przyjmujemy to za pewnik – a teraz możemy szaleć. Bo możemy powiedzieć: „assume”, „consider”, „contemplate”, „believe”, „reflect”, „ponder”, „deliberate” – które nomen omen uwielbiam – ale żadne z tych słów nie ma takiej biznesowej mocy jak „reckon”. „Reckon” – to jest to, wierzcie mi. To jest mocne „r” na początku i równie mocne „k” w środku. Tutaj nie ma bata, żeby ktoś was nie posłuchał, co tak naprawdę macie do powiedzenia. „I reckon that…” to nic innego, jak nasze polskie, cudowne „uważam, że…”. Oczywiście, że kropką w obydwu przypadkach. „I reckon that…” to jest początek zdania, które zostanie usłyszane i zrozumiane, bo ma siłę przebicia pod każdym względem: językowym, gramatycznym, ale przede wszystkim fonetycznym, a oto przecież chodzi w biznesie. Warto wiedzieć też, że Amerykanie bardzo często używają sformułowania: „by my reckoning”, tworząc z czasownika biznesowy rzeczownik. To też świetny zabieg gramatyczny, jeśli chcecie urozmaicić swój język. Językowym smaczkiem jest tutaj też fakt, że słowo „reckon” jest popularne szczególnie na południu Stanów Zjednoczonych. Dlatego liczba bliższa jest wam Kalifornia czy akcent rodem z Luizjany, to polecam pochylić się nad tym słowem. I reckon, that the word „reckon” is immensely useful in your vocabulary portfolio.
Phrasal verbs – czasowniki frazowe. Moi uczniowie wiedzą, że jest to jeden ze stałych elementów naszych lekcji. Pewniak. Tak samo jak fakt, że jak sernik, to tylko bez rodzynek, a beza tylko z owocami, nigdy z karmelem. Czasownik frazowy „turn out” jest dokładnie jak domowy sernik – do wszystkiego i na każdą okazję. „Turn out” – oczywiście pisane oddzielnie – oznacza „okazać się”, po angielsku: „to happen in a particular way”. I zwykle, gdy podaję ten czasownik, uczniowie patrzą na mnie z lekką podejrzliwością. „Okazać się”? A gdzie ja tego użyję? Przecież ja po polsku tak nie mówię. No i tu mamy clue problemu. Po polsku tak nie mówisz, ale po angielsku zaczniesz – i od tego jest właśnie podcast English Pro. It turns out, that Olga is right and I have to start using „turn out”. Dokładnie tak. Zwrot „it turns out, that…” na początku, to świetne rozpoczęcie zdania. Profesjonalne, ale casualowe. „It turns out, that…”. Gramatyka tego wyrażenia jest bardzo prosta i w zasadzie nie ma możliwości, żeby popełnić błąd – to już samo w sobie jest piękne. Co więcej: poprzez zaczynanie zdania od phrasal verb, automatycznie kalibrujemy swoją znajomość języka w biznesie. Pamiętaj tylko koniecznie o nierozdzielaniu całej frazy. Ponieważ, kiedy powiesz „turns something out”, to oznacza, że chcesz coś wyprodukować. I wchodzisz już na moje poletko, czyli język angielski techniczny. A jeśli jesteśmy już przy różnych odmianach Business English, to pamiętajcie, że rzeczownik od tego słowa, czyli „turnout” – pisane oczywiście razem – oznacza nic innego, jak „frekwencja” np. wyborcza. I słownik Merriam-Webster jasno wskazuje, że w trakcie ostatnich wyborów w Ameryce dziennikarze CNN używali rzeczownika „turnout” rekordową liczbę razy. Pozytywny wydźwięk wyborów w Ameryce, powinien ułatwić nam zapamiętanie tego profesjonalnego sformułowania. Because it turned out, that election turnout was optimistic. I nie powielajcie mojego błędu i nie zaczynajcie zdań od „because”. Ja mogę. W końcu szewc bez butów chodzi.
Wiem. Proszę mi wierzyć, że wiem. To słówko i jego wymowa spędzają sen z powiek. Nawet moi uczniowie na początku stanowczo odmawiają używania go. Ale nie da się przeskoczyć poziomu B2, szczególnie w ujęciu biznesowym, bez tego słowa. Dlatego mam nadzieję, że również za sprawą tego podcastu, zrobimy modę na słowo „thorough”, bo „thorough” oznacza coś gruntownego, dokładnego i kompletnego. Detailed, complete and careful – wg słownika Merriam-Webster. Z wymową też sobie poradzimy. Wystarczy, że włożysz język między górne i dolne jedynki i wydobędziesz z siebie dźwięk z pogranicza „w” i „d” – „thorough”. Jestem pewna, że poszło ci tak dobrze, jak Jarkowi, dlatego idziemy dalej. „Thorough” to przymiotnik, którym możemy opisać swoją wiedzę, zaangażowanie i doświadczenie w pracy. „Thorough knowledge about something”, „thorough commitment” i oczywiście „thorough experience at work”. Wiem, że nie jest to prosty przymiotnik, ale czy nie lepiej czasami pokazać się z lepszej strony i zaszaleć w prostym zdaniu z takim przymiotnikiem, niż wymyślać nie wiadomo jakie struktury gramatyczne z 3 okresami warunkowymi? Jestem fanką efektywnej komunikacji, dlatego konkretne przymiotniki to mój „hobby horse”, czyli „konik”. „Thorough” bezapelacyjnie należy do takich przymiotników. Szczególnie, że to słowo upatrzył sobie magazyn „Forbes”. Sprawdziłam: 10 maja na głównej stronie internetowej „Forbes’a” „thorough” pojawiło się 4 razy. Przypadek? Nie sądzę. Używaj „thorough” do określenia wyczerpujących, dokładnych i precyzyjnych rzeczy, a będziesz dumny ze swojej komunikatywności w języku angielskim, nie tylko tym biznesowym – obiecuję.
Na koniec tej listy chciałabym przedstawić ci słowo, które stało się moim znakiem rozpoznawczym. Całkiem niedawno jeden z uczniów w Warszawie śmiał się, że był na negocjacjach biznesowych i użył sformułowania „immensely significant”, czyli chciał skomentować coś bardzo, bardzo ważnego. I wtedy, jeden z negocjatorów z drugiej strony podniósł głowę i: „Powiedział pan „immensely”? Proszę pozdrowić Olgę”. Tak więc przysłówek „immensely” przylgnął do mnie na stałe. A teraz pokażę, dlaczego dla mnie to taki game changer. Proszę tylko posłuchać: „Very significant” versus „immensely significant”. Które określenie sprawia, że dany problem nabiera znaczenia? Oczywiście, że sformułowanie z „immensely”, które jest niesamowicie trafnym synonimem do prostego i zużytego w mowie i piśmie „very”. Nawet mój ulubiony amerykański słownik Merriam-Webster zaznacza, że „immensely” to najbardziej zbliżony synonim do „very”, bo jako jeden z nielicznych nie określa, jak dużo jest czegoś czy jak ogromne jest natężenie danego zjawiska. To nie jest tak mocne słowo, jak „monumentally” albo „colossally”, które mają w zwyczaju pojawiać się w słownikach z synonimami lub bardzo często w publikacjach „Financial Times”. Nie. „Immensely” to przede wszystkim genialnie zaakcentowany przysłówek, który koncentruje na sobie całą uwagę. Spróbujcie powiedzieć takie zdanie w trakcie spotkania biznesowego: „What you are saying is immensely relevant, many thanks for your input”. Takie zdanie przy użyciu „immensely” i „relevant” z poprzedniego nagrania całkowicie zmienia dynamikę relacji w pracy. To naprawdę nic nie kosztuje, żeby tak powiedzieć do swojego kolegi lub oponenta w negocjacjach. A to, co możemy wygrać na takim zwrocie pod względem szacunku czy postrzegania jest priceless. Immensely priceless. Dlatego tytułem zakończenia: nie bójcie się używać tego słowa przed przymiotnikami, które chcecie podkreślić i nadać im biznesowy sznyt. I hope it was immensely help advice.
Gość podcastu
Jarosław Kuźniar – dziennikarz, host, szkoleniowiec public speaking. Uczy liderów storytellingu, budowania historii, dbania o narrację ludzi i marek.W jego 30-letnim doświadczeniu dużą rolę odegrała praca w mediach: prasa, radio, telewizja i digital, m.in. Trójka, Radio ZET, TVN24, TVN, Onet. Obecnie mentor Voice House Academy, CEO Kuźniar Media i redaktor naczelny Voice House. Autor „The Host”, podręcznika skutecznego mówienia do ludzi.