Efekt „wow” bez milionów
Przez dziesięciolecia w Polsce wyróżnianie się na drodze wiązało się z wydaniem walizki pieniędzy na nowszy, głośniejszy i bardziej kolorowy samochód. Częstotliwość ich występowania zmienia jednak trendy.
Prowadzący dyskutują o tym, czy aby na pewno do stylowego podróżowania i zwrócenia na siebie uwagi na poziomie potrzebne są miliony, i czy producenci nie ulegli przypadkiem maniakalnej gonitwie za czymś specjalnym przez klienta. Jak zwykle na szali staje pieniądz.
- Podcasty
- Motostories
- Efekt „wow” bez milionów
Prowadzący dyskutują o tym, czy aby na pewno do stylowego podróżowania i zwrócenia na siebie uwagi na poziomie potrzebne są miliony, i czy producenci nie ulegli przypadkiem maniakalnej gonitwie za czymś specjalnym przez klienta. Jak zwykle na szali staje pieniądz.
Transkrypcja
K. MAJDAN: W zasadzie jak rozejrzymy się po polskich ulicach - bo myślę, że w tym temacie warto się poruszać w obrębie Polski - to zauważymy, że chyba coraz trudniej się samochodami wyróżniać. Jak rozmawiamy z Łukaszem, który jeździ BMW serii 8 jeszcze na czarnych blachach, i zadajemy sobie pytanie: "Kurcze, jak ten samochód był nowy, jako nowy kupiony w Polsce, jak on musiał zwalać z nóg?". Dzisiaj widzimy na ulicy jakiekolwiek Porsche 911, Ferrari 458, to jest takie: "O, fajnie" i idziemy dalej, nie ma już tego efektu wow. Zastanawiam się, gdzie jest ten moment, że na dobrą sprawę przestaliśmy się aż tak bardzo tym wszystkim zachwycać, że nam motoryzacja spowszedniała?
P. MIKICIUK: Zmieniły się realia, zmieniły się kompletnie możliwości dostępu do samochodów. Z drugiej strony równie dobrze możemy powiedzieć, że jeszcze całkiem niedawno zastanawialiśmy się, jak to jest możliwe, że za 200 euro albo 500 euro można było w Niemczech kupić całkiem sensowny samochód. Zobacz: dzisiaj też spokojnie za 2000 złotych kupujesz fajne auto, które jeździ. Kompletnie zmieniło się podejście, zmieniły się realia. Natomiast poruszyłeś niezwykle ciekawy temat: „Jak się wyróżnić na ulicy?” – i teraz pytanie, jak chcesz być postrzegany? Ja wychodzę zawsze z założenia, że kupujesz samochód i jeździsz tym samochodem, w którym się naprawdę dobrze czujesz – robisz to za swoje własne pieniądze i po co za swoje własne pieniądze masz się męczyć? Jeżeli kupujesz sobie mieszkanie, dom, to pewnie robisz go tak jak lubisz spędzać w nim czas – czy on ma różowe ściany, niebieskie, białe, czy taka sofa, a nie inna – a nie dlatego, żeby ci zazdrościli sąsiedzi, że tam mieszkasz, a ty się będziesz męczył w tym domu. To kompletnie nie o to chodzi. Motoryzacja dla mnie też jest taką dziedziną, że masz sam sobie przynieść wiele frajdy. Tylko czy tak jest zawsze? Kurde, nie wiem, bo tak jak siedzę sobie często na ogródku restauracyjnym w najbardziej spotterskim miejscu w Warszawie i oglądam to, co się dzieje… Przychodzę tam dosyć często, bo jestem zafascynowany tym, uważam, że to jest w ogóle zjawisko socjologiczne – oglądanie samochodów i ich właścicieli. Ale również pokazywanie. Wiesz, to jest takie jedyne miejsce w Warszawie, do którego możesz przyjechać, pochwalić się – w cudzysłowie, w dobrym tego słowa znaczeniu – pochwalić się swoim własnym samochodem, czyli przejeżdżasz przez Plac Trzech Krzyży, ale tam zaczynasz obserwować nowe zachowania, nowe grupy kierowców, nowe potrzeby kierowców. Ostatnio siedziałem z moim przyjacielem i się zastanawialiśmy: „Kurde, żeby dziś wyróżnić się, to nie mogę kupić nowego Bentleya, to nie mogę kupić nowego Porsche”.
K. MAJDAN: To musi być np. Ford T.
P. MIKICIUK: To musi być… Nie wiem właśnie, może Porsche 928, a może stare Porsche w budzie F, żeby przejechać? Z drugiej strony ja chyba nie chcę być jak ten gość z AMG, które… Swoją drogą to jest w ogóle kolejna obserwacja – najgłośniejsze samochody w Warszawie? AMG. Kiedyś BMW.
K. MAJDAN: OK, ja bym jeszcze dodał tutaj Golfy R z przerobionymi wydechami, to jest bardzo brutalne.
P. MIKICIUK: To jest w ogóle świetne miejsce na to, żebyśmy kiedyś zrobili tam sobie podcast i posiedzieli poopowiadali, co widzimy, co się dzieje tak na żywo i zrobili taką rozpiskę: ile samochodów i jakie są zachowania kierowców? Tak jak jeszcze kiedyś niedawno mówiło się: „Ci z BMW to jest sposób życia, sposób myślenia” – to nie jest tylko miłość do samochodu, kiedy widzisz, że BMW zawsze robi hałas i jedzie bokiem. Jak dzisiaj tam siedzę, to zaczynam obserwować to wśród kierowców Mercedesów AMG – nieważne, czy to jest A klasa, nieważne, czy to jest S klasa – każdy z nich od razu wchodzi, robi hałas, strzela z wydechów i odjeżdża. Tam oczywiście są pasy, tam jest 150km/h itd…
K. MAJDAN: To umyka, bądźmy szczerzy.
P. MIKICIUK: Największe wrażenie tam robi, jak np. przejeżdża sobie Lambo Aventador, który jest na cichych wydechach, sobie podjeżdża, przepuszcza pieszych i sobie powoli odjeżdża. Wszyscy mówią: „Wow, piękny samochód”, a nie nabijają się z gościa, który właśnie startuje z procedury startu AMG 45S. Mówiliśmy o tym, żeby się wyróżnić… Kurde, wiesz co? Każdym samochodem możesz się wyróżnić i nieważne, ile masz na to pieniędzy. Na pewno wyróżnisz się – tak jak cała Warszawa mówi o tym, że całkiem niedawno Bugatti Chiron jeździło po mieście i jeździł sobie faktycznie od sklepu do sklepu i był używany. Faktycznie było to dosyć duże poruszenie na mieście, każdy robił zdjęcia, mówiło się: „Bugatti Chiron”. Z drugiej strony, pamiętam, zaparkowałem obok tego Chirona Fiatem Multiplą – co prawda chyba właściciel Chirona nie poczuł żartu – ale Multipla też wzbudzała zainteresowanie.
Ł. KAMIŃSKI: No właśnie, tylko też zastanawiamy się, czy powoli nie dochodzimy do tego momentu, gdzie coraz „łatwiej” stać się właścicielem wspomnianego nowego Bentleya czy Lambo i czy nie idzie to właśnie w kierunku klasycznej motoryzacji? Wypisałem tutaj sobie kilka przykładów sprzed lat, których… Na pewno nie pamiętamy tego wszyscy, ale, powiedzmy, w latach 30. czy 40. najbardziej zwalającymi autami z nóg były te największe, gigantyczne limuzyny typu Packard czy Horch – to po prostu budziło podziw i grozę.
K. MAJDAN: Myślę, że przede wszystkim strach.
Ł. KAMIŃSKI: No właśnie. I raczej tu mówimy o zjawisku kontynentalnym, bo w Polsce to było – zdarzały się takie ewenementy rzecz jasna – ale było to dość rzadkie zjawisko. Później, powiedzmy, w latach 80. takim przełomem, który już możemy oprzeć o polskie realia, to były pierwsze kanciaste Ferrari itd. Ciągle mówiliśmy o nowych samochodach, gdzie na ulicach u nas gościły jednak polskie, rodzime produkcje, a później zza zachodniej granicy.
P. MIKICIUK: No dobra, ale zobacz: tych samochodów w czasach PRL-u, takich kompletnie niezwykłych, jednak było całe mnóstwo i one są uwiecznione chociażby na filmach. Spójrz na „Nie lubię poniedziałku” – kurde, ile tam jest dobrych fur, kompletnie wyjątkowych. Nie mówię już o Triumph’ie Spitfire, który jest odpalany z korby, co jest absolutnym fejkiem i Bohdan Łazuka, który ma przecudowną rolę, bo gra samego siebie i ciągle nie może wrócić do domu i ciągle go wsadzają do tego Triumph’a Spitfire, natomiast tam było kilka naprawdę fajnych samochodów. Te samochody pojawiają się przez różne filmy dziwne, począwszy od „Wielkiego Szu” i Porsche, które jest zabierane. Tych Porschaków – zresztą do zobaczenia w Monte Carlo – pokazuje, że tych Porschaków w Polsce też było całe mnóstwo i to były również samochody, które jeździły po rajdach. Mieliśmy premiera Cyrankiewicza, o którym się mówiło, że kochał piękne samochody i szybkie kobiety – albo odwrotnie, ale to w zależności od wersji bardziej oficjalnej. Tak, ale był pierwszym gościem… To było takie totalne zderzenie 2 rzeczywistości: miałeś Gomułkę, który kompletnie nie miał fantazji, on mówił: „Fajnie, fajnie, ale po co nam to jest, my potrzebujemy mieszkania” – jak goście np. w FSO usłyszeli taką historię: „Po co nam to?”, to nikt w życiu już nie podpisał im zgody na wydanie klucza z magazynu, a co dopiero sfinansowanie kolejnego projektu, bo po co ktoś miał się narażać? Z drugiej strony miałeś Cyrankiewicza, który naprawdę znał się na samochodach, doskonale wiedział, jakie to są samochody i jakie są fajne – i gość jeździł najfajniejszymi samochodami w tym kraju, m.in. Mercedesem 300 SL Gullwing z drzwiami otwieranymi do góry. Są przecież te piękne zdjęcia Lamborghini Miury, która całkiem niedawno…
Ł. KAMIŃSKI: …obiegły świat. I całkiem niedawno wróciła na tapetę, bo została odnaleziona i jest remontowana. Więc tak, to są historie skrajne, zwłaszcza jeśli mówimy o naszej rzeczywistości lata temu.
P. MIKICIUK: Zobacz: a kwestia Bugatti? Kurde, ile my mieliśmy przed wojną, czy zaraz po wojnie, tych naprawdę totalnie wyjątkowych samochodów. Ostatnio siedziałem i patrzyłem – jest takie opracowanie „Polska międzywojenna w liczbach” i wystarczy spojrzeć na to, żeby zobaczyć, gdzie my byliśmy. My byliśmy na absolutnym, szarym końcu cywilizacji, jeżeli chodzi o teren Europy. Absolutnym. Tyle ile było samochodów w Polsce, to w Rumunii było 10× więcej – oczywiście w przeliczeniu na jednego mieszkańca – w Czechach było chyba 30× więcej samochodów na jednego mieszkańca. W ogóle jakiś dramat kompletny. Kompletny. To też widać na polskich ulicach do dziś, mieliśmy niezwykle mało tych samochodów faktycznie, ale te samochody były jakieś – nie brakowało tych Bugatti, nie brakowało tych Austro-Daimlerów…
K. MAJDAN: ...które startowały np. w Rajdzie Zakopiańskim.
P. MIKICIUK: Czy Austro-Daimler, który jeździł i woził do Morskiego Oka, to był totalnie topowy samochód – zresztą do dziś ten Austro-Daimler się zachował i dzisiaj stoi w Bielsku-Białej. Więc tych samochodów kompletnie nie brakowało. Zobacz, ile było BMW 328 w Polsce, czyli tych najbardziej topowych samochodów, zaraz po wojnie nawet – przecież tych aut wyprodukowano 400 egzemplarzy. I tych samochodów było całe mnóstwo, bo patrzysz na listy startowe, na tych zawodników i myślisz: „Wow, kurde, skąd tyle samochodów?” – począwszy od Sobiesława Zasady, którego jednym z pierwszych samochodów sportowych było właśnie BMW 328. To samo BMW 319/1 itd. Mieliśmy mało samochodów, ale one jednak były jakościowe, to nie było tak, że to była większość klasy średniej. Zobacz: do dziś trochę tak jest – jeździmy wszyscy bardzo dużo po świecie i wjeżdżasz np. do Berlina, oglądasz ulice w Berlinie pod kątem samochodów, które tam jeżdżą… I co ci się rzuca w oczy? Bo dla mnie, ja pamiętam moją pierwszą wizytę w Berlinie w latach 80. jak byłem dzieckiem, to widziałem te kolorowe samochody, widziałem Jaguara XJS i to było takie: „wow”. Dziś znacznie więcej ciekawych samochodów widzę na ulicy Warszawy niż na ulicy Berlina, gdzie berlińczycy jednak jeżdżą tymi małymi samochodami miejskimi, trochę poobijanymi, niekoniecznie najnowszej generacji. Oczywiście nie brakuje tam supersamochodów, ale jak wychodzisz na ulicę w Warszawie, to według mnie średnia tych samochodów jest znacznie większa niż w Berlinie, mimo tego, że zarobki Berlin vs. Warszawa – a cena samochodu przecież jest bardzo podobna tak naprawdę – są zupełnie inne. Więc gdybyśmy mieli np. zarobki niemieckie, to wyobraź sobie, ile Bugatti, ile Pagani, ile Ferrari jeździłoby po polskich ulicach.
K. MAJDAN: Chociaż tutaj też jako kraj się wyróżniamy, bo myślę, że na tle Europy jak sobie popatrzymy, to owszem mamy te same auta do kupienia co Niemcy, ale np. nasze konfiguracje zazwyczaj są topowe albo bliskie topu.
P. MIKICIUK: Takie szwajcarskie.
Ł. KAMIŃSKI: Ale to chyba wynika też z takiej właśnie dojrzałości, że Niemcy właśnie już nic nie muszą, oni już się najeździli tymi fajnymi autami, a my jeszcze chyba ciągle mentalnie żyjemy – nawet jeśli nie w swoim to rodziców – jakimś takim światopoglądzie.
P. MIKICIUK: Nie zgodzę się z tobą. Oczywiście możemy mieć postawę „Postaw się, a zastaw się”, ale jestem ostatnią osobą, która będzie mogła na ten temat się wypowiadać i mówić, że nie, bo zawsze kupowałem samochody ponad stan i w ogóle nie myślałem o tym, co mam zrobić, żeby potem utrzymać ten samochód, bo potem jakoś to będzie. Więc absolutnie nie powiem, że to jest „Postaw się, a zastaw się”. A może z drugiej strony? Po prostu lubimy mieć dobre rzeczy, lubimy mieć takie rzeczy, które są z serii „A trudno”. Dziś też nie kupuje się samochodów w ten sposób, jak się kiedyś kupowało, czyli szedłeś do salonu Mercedesa z reklamówką pełną pieniędzy, rzucałeś na stół pomiędzy paprotkami a kalkulatorem i wyjeżdżałeś Mercedesem 129 albo 140. Tylko dziś kupujesz samochód ratą miesięczną, kosztem firmy tak naprawdę.
Ł. KAMIŃSKI: Często przez internet.
K. MAJDAN: Mojego są nawet w stanie podwieźć do domu, to jest niesamowite. Bardzo cenne jest to, co powiedział Łukasz. Mój ostatni wyjazd do Szwajcarii pokazał mi, że faktycznie Szwajcarzy, którzy garaże mają obłędne, na ulicy, żeby faktycznie się pokazać, wyjeżdżają autami klasycznymi. Tyle ile widziałem chociażby Porsche 356 podczas jednego przejazdu bez noclegu przez Szwajcarię, nigdy w życiu tyle łącznie w Polsce nie widziałem. Tyczy się to samo klasycznych Mercedesów czy innych tego typu aut, więc może faktycznie metoda, że teraz będziemy kierować się w stronę motoryzacji klasycznej jest jak najbardziej poprawna.
P. MIKICIUK: Na pewno tak będzie. Też doszedłem ostatnio nawet do takiego wniosku… Znowu zgubiłem pewnie wątek, dlatego nie do końca zrozumiałeś o co mi chodzi. Siedząc na tym Placu Trzech Krzyży, oglądając te wszystkie supercary i to, w jaki sposób się nimi dzisiaj jeździ po Warszawie, kiedy się startuje, hałasuje itd. siedzisz i sobie myślisz: „Ja cię kręcę, nawet jeżeli mnie stać na to Ferrari, na tego Mercedesa AMG GT, ja nie chcę, żeby ci ludzie mnie tak postrzegali, to ja chyba wolę pojechać tym Porsche 928 albo starym Jaguarem i sobie wyjechać, mieć troszkę więcej spokoju takiego, trochę więcej klasy na ulicy, niż udowadniać wszystkim, że ja właśnie mam taki samochód” – tego nigdy nie rozumiałem, bo to jest tak, że w momencie kiedy podjeżdżasz swoim własnym, prywatnym Ferrari pod sklep, restaurację, to ty już nie musisz parkować go w ogródku tej restauracji. To, że przyjechałeś, to pewnie oni i tak wiedzą już, to się rzuca, to widać – zaparkuj po prostu równo, grzecznie i sobie usiądź. To wystarczy. To jest troszkę jak z chodzeniem z wielkim logiem producenta na piersi lub na pasku, bo chcemy się pokazać: „Tak, nas teraz stać”.
Ł. KAMIŃSKI: A że często nie swoje pieniądze to inna sprawa. Też mam wrażenie, że chociażby przykłady, które przytoczyliśmy, pamiętamy nie tyle modele, ale nawet dokładnie egzemplarze samochodów, które pojawiały się w latach 30. 40. wiemy, gdzie dzisiaj są, albo jak skończyły – zauważcie, że im dalej w las, czyli w 50. 60. latach pamiętamy coraz mniej takich aut, co znaczy, że coraz bardziej to powszedniało, coraz więcej pojawiało się tych samochodów i właśnie mam wrażenie, że lata 80. 90. były takim kulminacyjnym momentem, w którym po prostu ekskluzywność w motoryzacji zaczęła powszednieć. Rozmawialiśmy nieraz przy prywatnych okazjach, co działo się chociażby w Warszawie w latach 90. jeśli chodzi o S klasy W140, BMW 7 itd. powoli z biegiem czasu przestawało to robić wrażenie. Dzisiaj mam wrażenie właśnie, że doszliśmy do momentu, w którym już nie wystarczy nowe Ferrari czy Bentley, a wręcz nowy Bentley jest powoli taką ucieczką od tego zwracania na siebie uwagę, bo jest ich względnie „sporo” i szukamy właśnie jakichś alternatyw.
P. MIKICIUK: Wiesz, my patrzymy też na to z perspektywy dziś Warszawy. Ta rzeczywistość pewnie w innych miejscach – w Rzeszowie, Koninie, Kutnie – może wyglądać kompletnie inaczej. Chociaż w Kutnie jeździł jeden Phantom zupełnie na co dzień i pewien dżentelmen jeździł – zresztą wielki miłośnik motoryzacji – który miał swoją wizję motoryzacyjną i stwierdził, że zbuduje kiedyś polski samochód i udało mu się nawet to zbudować, więc w ogóle wielkie chapeau bas dla pana, wielkie gratulacje. Ale on nie miał zespołu ludzi, żeby to pociągnąć, żeby to dalej rozwinąć w jakikolwiek sposób. Ale faktycznie jeździł Phantomem na co dzień – a właściwie był wożony. Na pewno tak i na pewno tych samochodów jest coraz więcej. Ja zresztą jeden z pierwszych takich super fajnych samochodów widziałem – teraz mi się o tym przypomniało, jak podjeżdżaliśmy pod nasze studio nagraniowe – widziałem dokładnie tu obok, tam prawie naprzeciwko wejścia był kiedyś salon Automobilklubu i to był taki salon, który był ze sklepem… Jesteście za młodzi, to nie wiecie. To był taki salon, w którym można było kupić jakieś tam usługi, jakieś inne rzeczy. Ja pamiętam, byłem dzieciakiem totalnym, przyjechałem z moim tatą i on miał spotkanie gdzieś tam na górze z prezesem chyba Modeckim – legendarny prezes Automobilklubu – i ja zostałem sam, siedząc w tej przestrzeni takiej sklepowej i pamiętam, słuchajcie, białą posadzkę, która była taka mega wychuchana, świeża i na tej posadzce stał jeden czarny Opel Omega. Pamiętam: czarne szyby, alufelga… Tylko ta Omega była taka strasznie plastikowa, ona faktycznie była z każdej możliwej strony obwieszona tymi plastikami. To był taki wiek, kiedy oglądało się nie tylko to, jak wygląda, tylko pierwsze co, to przyklejałeś się na glonojada do szyby i patrzyłeś ile ma na liczniku: „180, wow”, a jak 2 paki były, to już przeważnie się wygrywało.
K. MAJDAN: Czasy gdy myśleliśmy, że te samochody faktycznie tyle jeżdżą - pomijając może Mercedesa, które miały taki okres, że faktycznie tyle wyciągały.
P. MIKICIUK: Ale wiesz, to zawsze był taki wyznacznik – ważne było, ile jeżdżą, ile ma na szafie, bo wiesz, pewnie takie są możliwości. To był taki moment, w którym pierwszy raz moja rzeczywistość się absolutnie zmieniła, bo pierwszy raz zobaczyłem 3 na liczniku – w tym obrzydliwym, brzydkim, plastikowym oplu, w którym nie mogłem dojrzeć licznika, bo były ciemne szyby, i dopiero jak dojrzałem ten licznik, to zobaczyłem, że na liczniku jest 300km/h. Był to Opel Omega Lotus, czyli najszybsza limuzyna tamtego okresu.
K. MAJDAN: Dzisiaj rodzynek.
P. MIKICIUK: Ale pamiętam, że moja rzeczywistość się zmieniła i już 180 i 200 nie było królem.
K. MAJDAN: Nie byłeś już nigdy takim samym człowiekiem.
P. MIKICIUK: Nie, kompletnie. Ale ty wiesz, że mi to zostało do dziś?
Ł. KAMIŃSKI: Ten glonojad?
P. MIKICIUK: Nie. Do dziś ja chcę mieć samochód, który ma te 300 na liczniku. Ja pamiętam, jak kupowałem swoje kolejne samochody, którymi jeździłem, i dla mnie to było ważne, żeby on miał na liczniku 300 na godzinę. Przyrzekam ci, nie wiem skąd to jest. To jest taki mój fetysz motoryzacyjny.
K. MAJDAN: Czy to nie jest też troszeczkę tak, że przez to jak wyglądają nasze ulice i przez to, że faktycznie - z perspektywy Warszawy - gdzie się nie odwrócimy, widzimy jakieś fajne, ciekawe auto - to nie jest dlatego, że ten próg wejścia producenci dość celowo obniżają? Spójrzmy chociażby na Ferrari, pojawia się Roma, która ma być właśnie takim punktem wejścia dla w miarę młodego klienta.
P. MIKICIUK: No dobra, ale ty cały czas mówisz mi o samochodach… W polskiej rzeczywistości Ferrari Roma dla w miarę młodego klienta… Jaki to jest pieniądz?
Ł. KAMIŃSKI: W okolicy 1 mln złotych.
P. MIKICIUK: Pewnie w warunkach brytyjskich, niemieckich czy norweskich to jest zupełnie inaczej, ale w warunkach polskich ta Roma na pewno będzie cały czas dużym marzeniem dla wielu osób, jeżeli nie rozwinie dobrze działającej, prosperującej firmy. Ja uważam, że ten próg – faktycznie masz rację – absolutnie schodzi. Ale spójrz na takie samochody jak Alfa Romeo 4C – to jest supercar, który jest w miniaturze, jest genialny, jest śliczny, on ma wszystko, jeździ jak mały Aventador, ze wszystkimi wadami skrzyni biegów i wszystkiego po kolei. Alpina 110, Porsche Cayman, czyli samochody do 250 tys. złotych…
K. MAJDAN: BMW Z4 się gdzieś tam też łapie.
P. MIKICIUK: Toyota Supra. Kurde, ta Supra jeździ tak fajnie, tak fajnie ją można zrobić, że daje nam mnóstwo fajnych możliwości. Więc tak – ten próg wejścia, jeżeli chcesz nowy samochód, faktycznie jest znacznie niższy dziś niż kiedyś.
Ł. KAMIŃSKI: Jeszcze możemy poruszyć inny aspekt, że liczba tych samochodów na ulicach – tu nawet mogę pokusić się o to, że możemy mówić nie tylko o Warszawie – bierze się też z… Pierwsza rzecz: z usług finansowych – nadal oczywiście trzeba angażować w to swoje środki i nadal to auto się spłaca z własnych środków, pomimo przekonania wielu ludzi, którzy nigdy w leasing się nie bawili, ale na pewno jest to łatwiejsze niż jeszcze choćby 5, 6 lat temu. Druga rzecz: chociażby wypożyczalnie, których dzisiaj przybywa na pęczki. Raczej mówimy tu o wypożyczalniach oferujących wypożyczenie, załóżmy, BMW M2 czy Forda Focusa RS, ale jednak to też przyczynia się do powszednięcia tego widoku na ulicach.
P. MIKICIUK: No dobra, ale zobacz… M2, samochód, który jeździ rewelacyjnie – ja w ogóle uwielbiam M2, jak jeździ, jaką ma charakterystykę, tam wszystko się zgadza – przegra z normalną Toyota Suprą sześciocylindrową na przyspieszeniu, ale na szybkich partiach, gdzie są zakręty już nie przegra. Jest mega fajnym samochodem. Ale ten samochód wchodził od 220 tys. złotych – miałeś prawdziwe BMW M za 220 tys. złotych za cenę dobrze wyposażonego Passata. Dlaczego też powiedziałem, że się zmienia troszkę podejście i troszkę świat pod kątem samego hałasu i pokazywania tego: „Zobaczcie, kupiłem właśnie szybki samochód”? Bo również ceny AMG się zmieniły. AMG już nie jest samochodami tylko i wyłącznie dostępnymi za 1 mln złotych, tylko za 250 tys. złotych też kupisz Mercedesa AMG, który też jest AMG, który też hałasuje, który też jest potwornie szybki – OK, to jest 45-ka, ale jest. A do tego masz te narzędzia, czyli możesz sobie pozwolić na leasing, możesz pozwolić sobie na najem długoterminowy w takiej postaci, że oddajesz potem ten samochód i nic ciebie nie interesuje.
Ł. KAMIŃSKI: Tak, zgodzę się, chociaż częściowo, bo wydaje mi się, że dostępność tych aut raczej pojawiła się przez tworzenie tańszych modeli, niż przez samo obniżenie ich cen, bo sam zaobserwowałem, że przez ostatnie 5 lat ceny nawet bazowego Golfa strasznie poszybowały do góry…
K. MAJDAN: Nie mówiąc o R-ce.
Ł. KAMIŃSKI: Nie mówiąc o R-ce czy właśnie o wspomnianym BMW M2, którego dzisiaj już za 220 tys. złotych nie kupimy, jeśli mówimy o początku cennika – co też jest według mnie wynikową właśnie tych usług finansowych, gdzie coraz częściej w ogóle nie podaje się ceny samochodu, a od ilu per miesiąc jest dostępny.
P. MIKICIUK: Masz rację i absolutnie się z tobą zgodzę. U mnie w rodzinie kupowaliśmy Golfa 4 – fabrycznie nowego, całkiem fajnie wyposażonego Golfa kupowało się za 60-parę tys. złotych. Dziś to jest chyba 90 tys. złotych – to jest taka cena wyjściowa. Tak jest z wieloma samochodami, ale jest wyjątek: zobacz G klasę AMG – stary, nigdy G klasa nie była tak tania, jak jest dziś. Oczywiście ona w podstawie kosztuje mniej więcej tyle samo, czyli jeżeli mówimy o nie AMG, tylko tej normalnej 500, bo ta 500 nadal jest droga, ale nigdy w życiu, jeżeli 500 kosztuje dziś 600 tys. złotych, to nie kupowałeś 63 AMG za 800 tys. czy 900 tys. a już możesz za to kupić. Za poprzednią G klasę, najlepszą wersję AMG musiałeś zapłacić grubo ponad 1 mln złotych, 1 mln 200 tys. złotych.
Ł. KAMIŃSKI: To prawda, zmieniła się jedynie dostępna liczba tych samochodów, bo dzisiaj chcieć i mieć na to pieniądze, nie zawsze znaczy móc sobie kupić. Gelenda jest tego najlepszym przykładem, chociaż myślę, że jest to ciekawy temat na inny odcinek, że posiadanie możliwości zakupu takiego auta wcale nie oznacza, że możemy je kupić pomimo tego, że są w cenniku. I Gelenda jest tego najlepszym przykładem. Kolejny aspekt to są chyba też takie przekonania głębszej natury, jak np. zmieniły się też chociażby usługi serwisowe. Pamiętam taką historię, jak Mercedes w 2009, 2010 roku wprowadził SLS-a do Polski, ten samochód kosztował 810 tys. złotych katalogowo i Mercedes prognozował, że przez rok sprzeda około 40 sztuk. Mercedes w 13 dni sprzedał wszystkie samochody, a było to związane z tymi właśnie przekonaniami, że byli to klienci majętni, którzy do tej pory kupowali – wówczas to był Mercedes CL, nie S coupé – i bali się takich tworów pokroju Ferrari czy Aston Martina, bo kupić można, tylko co dalej? Więc uważam, że to jest też kolejny aspekt, przez który na ulicach widzimy coraz więcej ciekawych samochodów – co ma swoje plusy i minusy.
K. MAJDAN: Chociażby ta liczba limitowanych samochodów, która coraz bardziej się powiększa? Kiedyś widziałeś auto limitowane, o którym producent mówi, że faktycznie jest limitowane, auto specjalne, koniec produkcji - to było coś, to było wydarzenie na ulicy. Dzisiaj - nawet patrząc na Lamborghini Aventadora - ja na ulicy głównie widzę Lamborghini Aventadora SVJ, czyli teoretycznie tego najbardziej limitowanego, ostatniego, topowego. Tutaj mam wrażenie, że jest coś nie tak, że tych aut, cholera, chyba jest trochę za dużo. Po prostu. Ja rozumiem, że jeżeli klienci chcą je kupować, to powinniśmy je produkować, ale w aucie, które nazywa się skrajnie limitowanym albo mocno limitowanym, ta liczba jest, wydaje mi się, zbyt duża, żeby można było mówić o limitowaniu tego samochodu i później, żeby faktycznie na ulicy mieć wrażenie, że widzisz coś naprawdę wyjątkowego.
P. MIKICIUK: A to nie jest trochę tak, że ci, którzy kupują tego SVJ-a, to oni od razu chcą pokazać całemu światu i po prostu cały czas wszędzie nim jeżdżą, żeby go pokazać na prawo i lewo, i dlatego tobie się wydaje, że jest ich tyle? Ile było SVJ? 500, tak?
Ł. KAMIŃSKI: Więcej. SV było chyba 500, a SVJ jest 800 roadsterów i 900 coupé. Mam wrażenie, że 10 proc. z tej produkcji jest w Polsce.
P. MIKICIUK: Chyba tak. Wiesz z czego pewnie to wynika? Ja pewnie zrobiłbym dokładnie to samo, bo jeżeli ja bym miał zamawiać sobie normalnego Aventadora i mam do wyboru, że jest szansa zamówić SVJ, który dużo bardziej będzie trzymał wartość, kiedy go będziesz miał, użytkował, to jest duża szansa, że on wcale nie straci na wartości, w przeciwieństwie do normalnej wersji. Dlatego ci wszyscy decydują się na SVJ, żeby ten samochód utrzymywał cały czas wartość.
Ł. KAMIŃSKI: Tak też może być. Właśnie doszliśmy do takiego punktu – ostatnio zwróciłem z jednym ze znajomych uwagę na taki ciekawy aspekt… Znajomy, który też zamówił SVJ, ma kolekcję wspaniałych samochodów i jego pierwszym supercarem było Lamborghini Gallardo Superleggera. Samochód nielimitowany, zwyczajny – niezwyczajny, bardzo nadzwyczajny – ale w katalogu była to po prostu ciekawa wersja bazowego Gallardo. Po czasie sprawdziliśmy, że przez 2, 3 lata tego auta wyprodukowano 613 sztuk. Auta, które nie jest limitowane. Dzisiaj Lamborghini chwali się, że limitują auto do 900 sztuk. To też nam pokazuje, jak bardzo przybywa klientów – nie marzycieli, ale faktycznych klientów.
K. MAJDAN: Taka trochę klamra o tym, co mówimy, że tych aut jest po prostu coraz więcej na ulicach, więc coraz mniejsze robią na nas wrażenie.
P. MIKICIUK: Poza tym pamiętajcie o jednej rzeczy: świetnie sprzedają się samochody limitowane. Dlatego producenci robią samochody limitowane, bo sprzedają się w ułamku sekundy i naprawdę warto to zrobić. Nie warto budować tych samochodów zupełnie na nowo – tak jak kiedyś budowało się Rollsa Camargue, do którego faktycznie trzeba było zrobić nowe tłoczniki, nowe blachy itd. Można zrobić facelifting, tu pozmieniać, tam pozmieniać niższym kosztem i powiedzieć, że jest to wersja limitowana. A Włosi są mistrzami wersji limitowanych, potrafią z każdego samochodu zrobić wersję limitowaną, nawet jeśli będzie się różniła kolorem tapicerki i kolorem karoserii. Wtedy sprzeda się po prostu momentalnie.
Ł. KAMIŃSKI: To prawda. Włosi faktycznie przodują, chociaż nawet Niemcy… Jeśli mówimy o nie tylko limitowanych samochodach, to zauważcie, co było z 911 Turbo i Turbo S, gdzie przy serii 991 w końcu stwierdzono niemal, że chyba pora zrezygnować z wersji turbo, bo nikt jej nie kupuje, wszyscy kupują Turbo S i dzisiaj naprawdę 991 Turbo bez „S” jest egzotykiem.
P. MIKICIUK: Tak, ale wiesz dlaczego? Bo też ludzie traktowali tę wersję Turbo S jako najbardziej topową, trzymającą swoją jakość i cenę, natomiast problem polega na tym, że wszyscy wyszli dokładnie z takiego samego założenia i dziś tych Turbo S jest po prostu całe mnóstwo. Rolę tylko inwestycyjnego Porsche przejmują wersje w serii GT, a nie Turbo. Jeszcze parę lat temu kupowało się Turbo, bo będzie lepiej trzymało wartość.
Ł. KAMIŃSKI: Tak, zresztą to było też dużo droższe auto niż seria GT – przynajmniej przy 997 jeszcze chociażby. No pozmieniało się bardzo, bardzo wiele rzeczy się pozmieniało. Przykłady tutaj możemy mnożyć, ale chyba nawet takie prozaiczne bardziej rzeczy – wracając do naszego punktu wyjścia, jeśli chodzi o wyróżnienie się – to faktycznie zauważamy, że nawet jeśli ktoś jest jeszcze na levelu, powiedzmy, BMW M4, M3, to widzimy, że coraz więcej jest samochodów z ciekawymi felgami, z ciekawymi lakierami, więc sposobów na to wyróżnienie się jest naprawdę sporo. Plus jeszcze bardziej prozaiczne aspekty, jak chociażby tablice rejestracyjne. To zwłaszcza spotterzy przyznają, że poszczególne egzemplarze rozpoznają głównie po tym, i faktycznie jest to też element, który przecież na samochodzie wozimy.
P. MIKICIUK: Mi zależy na jednej rzeczy: żeby pokazać wszystkim, że żeby się wyróżnić, nie musisz mieć walizki pieniędzy. Żeby się wyróżnić, możesz mieć samochód w takim budżecie, jakim dysponujesz – czy to jest 5 tys. złotych czy to jest 5 mln złotych. Żeby kupić samochód, którym się wyróżnisz za 5 mln złotych, to prawdopodobnie będzie bardzo łatwe zadanie, bo po prostu sobie kupujesz coś egzotycznego, co tyle kosztuje. Natomiast znacznie trudniej będzie znaleźć fajne auto w bardzo niskim budżecie, ale które się wyróżni, natomiast jest to absolutnie możliwe i to jest cudowne w tej motoryzacji, że będziemy mogli sobie wachlować i robić inne auta. Ja mam prosty przykład: jakiś czas temu do muzeum do nas człowiek przyprowadził Forda Crown Victoria Police Interceptor, czyli wersję policyjną, samochód, który kosztuje 1000, 2000 dolarów – za 2500 dolarów kupujesz w fajnym stanie ten samochód, taki żeby naprawdę fajnie jeździł i fajnie działał… Jaki on jest klimatyczny! Jaki on jest genialny! Wchodzisz do niego i przenosisz się do zupełnie innej rzeczywistości. Na pewno się wyróżniasz na ulicy. Jeszcze ten jest totalnie zdezelowany, poobijany i wygląda jakby właśnie kręcili kolejną część Blues Brothers i jakby oni mieli wyciągnąć nowy gliniarski samochód, to on by dokładnie tak wyglądał. Jest przecudowny – zresztą, Łukasz, widziałeś i jeździłeś. I co, da się wyróżnić takim samochodem? Auto kosztuje maksymalnie 2000 dolarów i jest świetne.
K. MAJDAN: I o tym na pewno porozmawiamy w następnym odcinku, który będzie takim małym follow-up'em do tego odcinka. A tytułem końca tego odcinka, jedno pytanie: nieograniczony budżet, ale musicie się czymś wyróżnić na ulicy - co kupujecie?
P. MIKICIUK: Nie, to jest za łatwe. Ogranicz, albo daj jakieś…
K. MAJDAN: OK, tylko klasyczne auto.
P. MIKICIUK: Też za łatwe.
Ł. KAMIŃSKI: Ale musi być budżet.
P. MIKICIUK: Musisz określić budżet, bo tak to ci powiem każdy możliwy samochód, że bierzesz stare Porsche, bierzesz starego Jaguara, stare Ferrari 250 GT i wyjeżdżasz – wiadomo, że się wyróżnisz.
K. MAJDAN: OK, pół miliona złotych.
P. MIKICIUK: Ale takie, że jeździsz na co dzień?
K. MAJDAN: Nie musi być. Żeby się wyróżnić - nie musisz jeździć na co dzień, możesz do pracy dojeżdżać metrem.
P. MIKICIUK: Za 400 tys. złotych równie dobrze kupisz odrestaurowane Porsche 356, które po prostu wygląda jak milion dolarów, czy każdą klasyczną 911 F, kupisz Mercedesa Pagodę, którym też się wyróżnisz, który będzie świetnie zrobiony i będzie świetnie funkcjonował, kupisz starego, klasycznego Rollsa, który będzie dwudrzwiowy albo w kabriolecie, albo Bentleya. Tych samochodów jest naprawdę całe mnóstwo i tylko tak naprawdę od fantazji zależy, co sobie wybierzesz.
K. MAJDAN: OK, no dobrze. Na tej fantazji zostańmy i o fantazji, jeżeli chodzi o wyróżnianie się samochodami na każdą kieszeń, porozmawiamy w następnym odcinku.
Prowadzący
Konferansjer, prezenter TVN Turbo i dziennikarz motoryzacyjny. Od 2020 roku także autor liczącego blisko 300 tys. subskrybentów kanału na platformie YouTube. Współtwórca rodzinnego Muzeum Motoryzacji i Techniki w Otrębusach. Z wykształcenia prawnik, choć bliżej mu do rąk w smarze podczas szykowania jednego ze swoich wielu nietuzinkowych aut do przejażdżki.
Brand manager firmy MBL Classics trudniącej się serwisem aut ekskluzywnych i renowacją pojazdów zabytkowych. Doradca inwestycyjny kolekcjonerów aut specjalnych i klasycznych, licencjonowany rzeczoznawca samochodowy, prezes spółki wydawniczej Monza Publishing, odpowiadającej za obecność na polskim rynku magazynów motoryzacyjnych Evo Magazine oraz Octane Magazine.
Twórca cyfrowy. Samozwańczy dziennikarz, producent, rozmówca i słuchacz. W przeszłości DJ i redaktor motoryzacyjny. W skrócie fan rozrywki w każdym wymiarze. kacpermajdan.pl