A. ROJEK: Ja miałem akurat to szczęście, że płyta ukazała się 13 marca, w dzień albo w przeddzień ogłoszenia, że mamy do czynienia z pandemią i z zamknięciem branży kulturalnej w 100 proc. Z trasy koncertowej, która promowała swoją ostatnią płytę zdążyłem zagrać tylko 4 koncerty z bodajże 18. Reszta została przeniesiona na jesień. I z tej jesiennej części zdążyłem zagrać 4 koncerty. Te 4 koncerty, które zagraliśmy we wrześniu, to były koncerty grane na 50 proc. publiczności. Jako że sale były sprzedane w całości i graliśmy 2 koncerty dziennie… Pierwszy koncert, to było takie specyficzne doświadczenie, bo po raz pierwszy graliśmy dla połowy sali. Dla sali, gdzie wszyscy siedzieli w ubranych maseczkach. Natomiast po – myślę – 10-15 minutach, po zgaszeniu świateł, po tym, jak rozpoczęliśmy grać i byliśmy przy 4. piosence i odezwałem się do ludzi, zapraszając ich do wspólnego celebrowania tego koncertu, to szybko o tym zapominaliśmy. Myślę, że ludzie tak samo. I na każdym koncercie miałem gdzieś tam z tyłu głowy, że oni czekają na ten moment, w którym ja im powiem, że: „Słuchajcie, jesteśmy na koncercie. Wiem, że warunki są specyficzne, ale możemy się bawić tak, jak zawsze. Oczywiście z zachowaniem bezpieczeństwa”. I to działało. Myślę, że z tych 4 koncertów – czyli 8 tak naprawdę – po kilku już nie myślałem w takich kategoriach. Grałem te koncerty tak, jak zwykle je grałem: dawałem z siebie wszystko i widziałem, że ludzie po prostu to przyjmują i też świetnie to odwzajemniają.