Sportowi rodzice. Monika Pyrek
Moniki Pyrek przedstawiać nie trzeba. Jednak od czasu, gdy zakończyła karierę jako zawodniczka, sport bardzo się zmienił: i od strony wiedzy, i przygotowania trenerów, i wsparcia dla zawodników, i dbałości o ich zdrowie – nie tylko fizyczne. Właśnie o tym Daria Abramowicz rozmawia z utytułowaną lekkoatletką.
Pyta ją również, jak rodzice – kiedyś nieobecni w karierze sportowej swoich dzieci – powinni je wspierać, by sport był radością, a nie obowiązkiem czy stresem. A także – co robić, by aktywność fizyczna wychowywała i spełniała potrzeby rozwojowe naszych dzieci.
- Podcasty
- Daria Abramowicz Podcast
- Sportowi rodzice. Monika Pyrek
Pyta ją również, jak rodzice – kiedyś nieobecni w karierze sportowej swoich dzieci – powinni je wspierać, by sport był radością, a nie obowiązkiem czy stresem. A także – co robić, by aktywność fizyczna wychowywała i spełniała potrzeby rozwojowe naszych dzieci.
Transkrypcja
D. ABRAMOWICZ: Dzień dobry. Myślę, że w tych covidowych czasach nie będzie przesadą, jeżeli powiem, że fantastycznie jest się zobaczyć. Zachowując oczywiście dystans i wszystkie zasady, to cudownie cię widzieć.
M. PYREK: Dzień dobry. Rzeczywiście, no to jest coś szczególnego w tych czasach. Że nie tylko przez komputer, nie tylko przez kamerkę, ale rzeczywiście mimo dystansu fajnie zobaczyć uśmiech kogoś.
D. ABRAMOWICZ: Dokładnie. Drodzy Państwo, Monika Pyrek, utytułowana polska lekkoatletka z ogromnym doświadczeniem, prężnie działająca też w obszarze dzisiaj, współcześnie, non-profit, w obszarze edukacji społecznej, właśnie w kontekście rozwoju, aktywności fizycznej dzieci i młodzieży. Prywatnie mama dwóch młodych mężczyzn. Monika, zacznę od pytania, bo... Może jeszcze inaczej: dla mnie to też pierwszy raz, kiedy próbuję prowadzić jakąś narrację i podążyć z nią w takim kierunku podczas podcastu. W ogóle to jest mój pierwszy raz, czwarty chyba podcast czy piąty, a rozmowa tym bardziej. I mam pewną strukturę, ale mam nadzieję, że nasza rozmowa będzie mogła płynąć. I chciałam zacząć od pytania dotyczącego tego, czy oglądałaś - ja znam odpowiedź na to pytanie - czy oglądałaś halowe mistrzostwa Europy.
M. PYREK: Oczywiście. To jest taka oczywista oczywistość tak naprawdę dla mnie. Z tego względu oczywiście, że jestem byłą lekkoatletką. A tak naprawdę w dalszym ciągu określam się jako lekkoatletka, bo nie czuję się wcale, że tego już nie ma. W dalszym ciągu ta dyscyplina jest mi bardzo bliska, też z tego względu, że właśnie działam w strukturach tej dyscypliny. Chociażby Toruń jest mi bardzo bliski ze względu na to, że razem z Markiem Plawgo robiliśmy prezentację przed Radą Europy…
D. ABRAMOWICZ: Chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że zdobyliście tę imprezę.
M. PYREK: Trochę tak, trochę się czuję… Czujemy się zwycięstwami tego całego show. Bo rzeczywiście to było bardzo trudne zadanie. Stanąć przed radą europejskiego etowarzyszenia, w ogóle przygotować się do tego i to w języku angielskim. Mimo że oczywiście z Markiem mówimy płynnie, no to jednak zawsze gdzieś z tyłu głowy zostaje, że to jednak jest twój drugi język, a nie ten podstawowy. I zawsze się może zdarzyć jakieś zacięcie albo zapomnisz np. jakiegoś słowa. Więc przygotowywaliśmy się z Markiem przynajmniej tak, jak do mistrza świata rzeczywiście, i online, a później jeszcze prawie cały dzień przed w hotelu ćwiczyliśmy prezentację. Bardzo fajną prezentację, bo taką opartą przede wszystkim na żartach związanych z piernikami… Uważam w ogóle, że maskotka mistrzostw była jednak…
D. ABRAMOWICZ: ...cudowna.
M. PYREK: …jedna z piękniejszych maskotek na świecie, naprawdę. Cudowne to było.
D. ABRAMOWICZ: Absolutnie.
M. PYREK: Tak że rzeczywiście czuję się przez to jeszcze bardziej związana z tymi mistrzostwami. Niestety nie byłam na miejscu. Miałam zaproszenie, ale ze względów różnych logistycznych tych czasów zdecydowaliśmy jednak, że dobrze będzie obejrzeć mistrzostwa przed telewizorem i tam kibicować naszym, przede wszystkim.
D. ABRAMOWICZ: Jasne. Ja też oglądałam. Zdążyła wrócić z długiego dosyć tenisowego tournée i oglądałam. A zapytałam o to, bo chciałabym zapytać cię, czy oglądając tego typu imprezy dzisiaj z perspektywy osoby, która jest już po własnej karierze w roli zawodnika, i dzisiaj masz pewnie dużo szersze spojrzenie na sport niż wtedy, kiedy swoją karierę skończyłaś: czy zauważyłaś, że coś się w tej lekkiej atletyce zmieniło? A jeśli tak, to co? Jakie są twoim zdaniem największe zmiany?
M. PYREK: Ja myślę, że to, że taka zmiana pokoleniowa jest bardzo płynna. To jest na pewno ogromny plus dla tej dyscypliny. Bo kiedyś nie było czegoś takiego. Ja pamiętam, jak wchodziłam jako bardzo młoda zawodniczka na zgrupowania chociażby do ośrodka w Spale. No to pamiętam, że jeszcze np. za moich czasów siedział tam Artur Partyka, tak że…
D. ABRAMOWICZ: Jeśli mogę tylko powiedzieć: Artur Partyka, który był jednym z pionierów wprowadzania oddziaływań psychologicznych w sporcie, szczególnie w lekkiej atletyce, w ogóle nowinek technologicznych. Mnóstwo ciekawych historii ma do opowiedzenia w tym temacie.
M. PYREK: To prawda. On takim mentorem był dla nas. Z jednej strony był takim naszym kolegą i taką bardzo wesołą i radosną osobą, która rzeczywiście – powiem kolokwialnie – rozwalała towarzystwo. Ale rzeczywiście był takim mentorem, który pokazywał drogę. Pokazywał drogę skupienia też na tym, co chce osiągnąć. Te jego takie zwyczaje startowe i przedstartowe – one naprawdę robiły wrażenie na zawodnikach i były czymś nowym. Wcześniej się w ogóle o tym nie mówiło, nie zauważało się nawet tego. A w skoku wzwyż akurat to są… Moja konkurencja i skok wzwyż są bardzo podobne, mimo że ja zaczynam od skoków wzwyż i trener trochę mnie oszukał, bo powiedział, że mogę kontynuować i trenować i jedną, i drugą konkurencję. Później się okazało, że niestety nie ze względu na inny rodzaj odbicia. W skoku wzwyż jest raczej blok, a w skoku o tyczce trzeba przejść przez tę nogę, więc te treningi odbicia są całkowicie inne. Ale rzeczywiście też znam specyfikę – przez to, że zaczynałam – znam specyfikę skoku wzwyż i skoku o tyczce, więc mogę powiedzieć, że są podobne pod względem psychologicznym przede wszystkim. Bo siedzimy długie godziny tam wewnątrz…
D. ABRAMOWICZ: Ten rytm przygotowania się do oddania skoku, krótkiej regeneracji pomiędzy poszczególnymi próbami - ta specyfika jest bardzo podobna w tych konkurencjach.
M. PYREK: Bardzo podobna. Też ilość prób na danej wysokości. Czy po trzy, przenoszenie, taktyka… Co ważne i myślę, że niedostrzegalne, też właśnie jako aspekt psychologiczny, to to, że to są jedyne dwie konkurencje w lekkiej atletyce, w której mimo że wygrasz, to i tak wewnątrz siebie, w swojej głowie przegrywasz.
D. ABRAMOWICZ: Kończysz nieudaną próbą...
M. PYREK: Bo kończysz trzema zrzutkami. Oczywiście, jeżeli sam podejmiesz decyzję, że nie wygrałeś i nie chcesz skakać wyżej, to oczywiście to jest twoja decyzja. Aczkolwiek ja też uważam, że to jest jakiś rodzaj poddania się.
D. ABRAMOWICZ: Chyba, że byłaś Jeleną Isinbajewą bijącą co centymetr rekord świata, kilkanaście razy.
M. PYREK: Dokładnie, i tylko za jeden się płaci – to jest kalkulacja już, chłodna kalkulacja. Ale rzeczywiście, jeżeli próbujesz, no to kończysz zawody, kiedy nie pokonasz kolejnej wysokości. I to pod względem psychologicznym, myślę, że jest bardzo trudne. Ja pamiętam, że kiedyś Sławek Szmal mi opowiadał taką historię – też właśnie długo na ten temat rozmawialiśmy – i on przytaczał swoje uczucia. Ja też w ogóle nie miałam świadomości, że bramkarz może tak czuć. Że mimo że drużyna zwycięża, to on jednak wpuścił ileś bramek.
D. ABRAMOWICZ: Jak najbardziej. To indywidualne wykonanie może być zupełnie inne, nieść zupełnie inne emocje niż to, co widać na poziomie zespołu.
M. PYREK: Dokładne. Więc dla mnie to też było szokujące, nie byłam świadoma tego, że tak można czuć. Ale rzeczywiście, jak się popatrzy: każda konkurencja, każda dyscyplina, każda pozycja nawet właśnie zawodnika, na której gra, ma inne podejście ze względu psychologii sportu.
D. ABRAMOWICZ: Swoją unikatową historię.
M. PYREK: Dokładnie. Ale – wracając – jeszcze powiem, dlaczego „lekka”. Bo się tutaj rozwinęłam w drugą stronę, ale rzeczywiście ta zmiana pokoleniowa jest bardzo płynna. No np. w sztafecie 4 razy 400 kobiet to widać. Mimo że te podstawowe zawodniczki, te „aniołki Matusińskiego” gdzieś albo nie startowały ze względu na kontuzje – w ostatniej chwili Justyna Święty też odniosła drobną kontuzję, ale ze względu na rok olimpijski nie ryzykowała – to jednak weszły kolejne zawodniczki, które pokazały, że w każdym składzie się liczą. I to jest piękne.
D. ABRAMOWICZ: Jak najbardziej. To w ogóle jest ciekawy... Myślę sobie o tym, że to takie ciekawe zestawienie. Bo Małgorzata Hołub pobiegła super zmianę, taką bardzo profesorską pociągnęła, a potem świeża, młoda krew... Widać było oczywiście taktycznie, że jest daleka droga jeszcze pewnie do doskonałości w tym kontekście, ale to połączenie doświadczenia ze świeżością i tą młodzieńczą energią też na pewno było bardzo widoczne w tym biegu.
M. PYREK: Dokładnie. Ale jeszcze to, co ważne, to myślę, że… Zresztą Małgosia Hołub gdzieś w komentarzach później w mediach społecznościowych napisała, że wredna, starsza pani przeprasza za to, co gdzieś tam powiedziała, ale się cieszy, że to zmobilizowało. Więc też ci starsi zawodnicy odgrywają bardzo dużą rolę. Ale to, że te dziewczyny dały z siebie wszystko, to też pokazuje, że do wywiadu stanęły tylko dwie. Bo te dwie gdzieś umarły po prostu, gdzieś tam siedziały pewnie w kącie hali i dochodziły do siebie.
D. ABRAMOWICZ: Klasyczny objaw po 400 metrach.
M. PYREK: To pokazuje tę waleczność, tak naprawdę. I drugą, na pewno taką bardzo, bardzo istotną sprawą, dlaczego polska lekkoatletyka jest tak wysoko klasyfikowana teraz i takie mamy sukcesy: to jest na pewno walka z dopingiem. Jeżeli spojrzymy na historię wstecz, no to zawsze jak ktoś z naszych zawodników był na podium, to gdzieś tam przed była np. Rosja, w której oficjalnie stwierdzono system dopingowy. Zresztą Rosja jest wyłączona z możliwości startowania. Więc myślę, że też taki bardzo mocny nacisk na walkę z dopingiem też odstrasza innych potencjalnych dopingowiczów, żeby nie szli tą drogą tak naprawdę. Więc to też pokazuje w końcu, że my jako naród mamy świetnych sportowców, którzy mogą w końcu pokazać, że są w czołówce światowej.
D. ABRAMOWICZ: Chciałabym trochę pozostać przy wątku tej zmiany pokoleniowej. Bo jeśli zmiana pokoleniowa, to pewnie płynnie możemy przejść do tego, w jaki sposób się trenuje i w jaki sposób się szkoli. Jestem ciekawa, czy twoim zdaniem... Czy ty widzisz jakieś zmiany? Jeśli tak, to jakie? I trochę też czy uważasz, że istotna jest tutaj rola rodziców? Teraz tak płynnie chciałbym przejść do głównego tematu naszego spotkania. Pozwolę sobie trochę opowiedzieć o sobie i o swoim doświadczeniu. Ja wywodząc się z żeglarstwa, myślę o nim przez pryzmat tego, co znałam i widziałam sama je uprawiając, potem pracując jako trener, ale patrzę, jak ono ewoluuje pod absolutnie każdym względem przykładania wagi do innych elementów uzupełniających ten trening główny: czy przygotowanie motoryczne, odżywianie właśnie, aspekt przygotowania mentalnego... Nawet patrząc - szczególnie u kobiet - na sylwetki żeglarek, jak to strong is the new skinny, to po pierwsze: w ogóle mnóstwo takich kontekstów zmian pokoleniowych i społecznych. Ale myślę, że zmieniło się też - i zmienia się nieustannie - szkolenie. A co za tym idzie: zmienia się podejście do treningu, podejście do rozwoju w sporcie. Czy twoim zdaniem to się zmienia? Jeśli tak, to w jaki sposób?
M. PYREK: Zdecydowanie się zmienia. Myślę, że wszystkie aspekty tu, która poruszyłaś, idą do przodu. Kiedyś – przynajmniej w lekkiej atletyce, bo oczywiście za nią się mogę wypowiadać – w większości trenerami byli… już wysłużeni trenerzy, o tak to nazwę. I oni bazowali przede wszystkim na swoich doświadczeniach i na swojej wiedzy. Nie było chęci szkolenia się, kształcenia dalej, szukania takich nowinek, chociażby nawet szukania pomocy w technologii. Zdecydowanie tego brakowało. Nawet niektórzy trenerzy byli do takiego stopnia skupieni na tej własnej wiedzy, że gdzieś się chowali z treningami. I pamiętam zawodniczki i zawodników, którzy np. zastygali po prostu jak zamrożeni, jak ktoś inny wchodził na stadion albo na halę, albo trenowali w ogóle w całkiem innych godzinach. Nie tak, jak pan Bóg przykazał, czyli po śniadaniu przed obiadem i później po obiedzie przed kolacją, tylko gdzieś tam w godzinach, kiedy mogli się schować na hali. Albo jakieś odgradzanie się kurtynami… To takie już nie do końca – wg mnie – dobre sytuacje, bo ci trenerzy nie mieli szansy przekazać też swojej wiedzy. Wielokrotnie bardzo, bardzo dobrej wiedzy, dzięki której zawodnicy zdobywali dobre rezultaty rezultaty, zdobywali medale. Czyli ta wiedza była dobra i ona była oparta na praktyce też i to nawet należałoby dla dobra dyscypliny i też dobrego imienia tego trenera, przekazać ją dalej przede wszystkim, zrobić taką szkołę swoją i kształcić młodych zawodników. Był też taki moment, że w ogóle nie dopuszczano młodych zawodników, tych, którzy już kończyli kariery zawodowe, nie wpuszczano ich w ogóle do związków.
D. ABRAMOWICZ: Zamknięte grupy, gdzie nie było też możliwości dzielenia się wiedzą i w jakiś sposób kształcenia nowych pokoleń trenerów?
M. PYREK: Tak, dokładnie. Nie nie było w ogóle żadnej dyskusji, żadnego porozumienia. Teraz to się zmienia zdecydowanie. To już się zmieniało, jak jeszcze ja trenowałam. I rzeczywiście coraz więcej… Związek nawet, organizował szkoleń dla trenerów. Ci trenerzy… Ja nie wiem, z czego to wynikało. Czy może z jakiejś takiej nieśmiałości? Może to jest złe słowo, ale troszkę się wstydzili tego, że chcieliby się czegoś nauczyć, bo uważali, że jeżeli jesteś trenerem kadry narodowej, to ty jesteś ekspertem.
D. ABRAMOWICZ: To stereotypy, nie?
M. PYREK: Tak, stereotypy. A tak naprawdę, co ci szkodzi poszerzyć wiedzę, zastanowić się? Ja pamiętam, że miałam taki epizod w swoim życiu, kiedy konsultowałam swoje treningi z trenerem Pietrowem, on był trenerem Sergieja Bubki i później Jeleny Isinbajewej. Ja pamiętam jego taką wszechstronną wiedzę. On zaczynał dzień od gazety sportowej, w której po prostu czytał o każdej dyscyplinie, o każdej. I potrafił powiedzieć np. o tenisiście coś, dlaczego coś tam on źle zrobił. No bo jakby tu nogę ustawił, to gdzieś przeniósł ciężar ciała, to to by się wydarzyło… Tak że to pokazuje, że jeżeli czerpiesz też z innych dyscyplin, to ty się stajesz genialnym trenerem, tak naprawdę. Możesz to przetestować na zawodniku, może zaproponować też zawodniczce, co czasem są krnąbrni i nie chcą próbować nowych rzeczy. To też jest rola trenera, żeby przekonać go do jakichś zmian. Ja generalnie to, czego mnie sport nauczył, to to, że zmiana oczywiście jest przerażająca, ale jest czymś, co daje szansę. Daje nadzieję, że coś się nowego wydarzy. A często my się boimy jakiekolwiek zmiany. Czasem trzeba podjąć radykalne decyzje. Ja jako zawodniczka 22-letnia zmieniłam trenera na trenera, który dopiero przyjechał do Polski, pochodził z Ukrainy, a uciekłam od trenera kadry. Czyli w ogóle byłam napiętnowana przez jakiś czas…
D. ABRAMOWICZ: Działanie pod prąd.
M. PYREK: Dokładnie. Że jak to? Jak to to może być? Że ja idę do niedoświadczonego trenera. Okazało się, że spędziłam później z tym trenerem… Pracowaliśmy przez 12 lat i zdobywałam najwyższe swoje, najważniejsze sukcesy. Chodzi też o jakiś rodzaj zaufania. Jeżeli widzisz, że ten trener się kształci… Właśnie mój trener. Dlaczego ja trafiłam do trenera Pietrowa? Myślę, że mało trenerów, niewielu trenerów w Polsce zdecydowałoby się na telefon do takiego trenera do guru jakiejś konkurencji, żeby poprosić o pomoc. Mój trener się zdecydował i to zrobiło na mnie ogromne wrażenie, że on chciał konsultować swój trening z tak wybitnym trenerem. I też to dla niego, na przyszłość, to jest jego wiedza, jego zdobywania nowych doświadczeń. On zbudował też poprzez to swoją wiedzę i swoją pozycję na świecie.
D. ABRAMOWICZ: Niesamowite są te opowieści. Myślę, że w ogóle o zmianach i ewolucji sportu mogłybyśmy długimi godzinami, o różnych dyscyplinach. Czyli zmiana pokoleniowa. Czyli zmiana w podejściu trenerów, większa otwartość na rozwój. Zmiana na pewno w poziomie dostępu do nowych technologii. Zmiana na poziomie walki z dopingiem. I to prowadzi mnie do poruszenia tematu zmiany w postawach rodzicielskich. Twoim zdaniem rodzice zmienili, zmieniają swoje postawy na przestrzeni lat, dotyczące sportu ich dzieci? Tak jak i cały sport się zmienia?
M. PYREK: Myślę, że tak. Też mogę od razu powiedzieć na swoim przykładzie: moi rodzice tak naprawdę byli nieobecni w trakcie tej mojej przygody ze sportem. Warunkiem było to, żebym nie zaniedbywała szkoły. Ale nie mieliśmy tradycji sportowych w rodzinie, więc moi rodzice nie do końca byli świadomi, jak ten świat sportu wygląda. Więc do momentu, kiedy widzieli moje uśmiechy na twarzy i zadowolenie, i chęć chodzenia na treningi, to nie pytali, czy coś jest nie tak, czy coś nie gra. Zdecydowanie teraz… W ogóle jeszcze dodam jako taką zabawną pewnie historię, z drugiej strony troszkę smutną, że mój tata był pierwszy raz na moich zawodach w 2009 roku, czyli kilka lat później skończyłam trenować.
D. ABRAMOWICZ: Z uwagi na zawód, który wykonywał, czy...?
M. PYREK: Ze względu na zawód, tak, bo był marynarzem i go po prostu nie było, mijaliśmy się często w domu. Ale też zawsze mówi, bo on był… Dlaczego ja trafiłam do sportu? Bo on był świetnym kibicem sportowym. I był takim kulturalnym kibicem sportowym. Nie takim, który…
D. ABRAMOWICZ: Takim empatycznym?
M. PYREK: Tak, empatycznym, który nie krzyczy z kanapy: „Ty, co ty tam robisz?! Dlaczego ty tam kopnąłeś piłkę?!” albo: „Nie umiesz skakać!”. Tylko taką osobą, która rozumiała emocje sportowe. Właściwie teraz, jak o tym mówię, to mnie dziwi, skąd właściwie miał to coś w sobie. I też ostatnio rozmawiałam właśnie – a propos rodziców – to też jest bardzo ważne, jakimi my jesteśmy kibicami. Bo dziecko obserwuje twoje reakcje, jak ty reagujesz na daną trudność w sporcie. I jeżeli dziecko trafia do sportu, widzi twoje szaleństwo tu, to sobie to przekłada, jak tobie nie wyjdzie. Ja, dziecko, idę na zawody, nie wychodzi mi i jak ja sobie przypomnę tę reakcję mojego rodzica, który przed telewizorem szalał, to też ogromne obciążenie dla dziecka. Tak więc też to – jeżeli mogę w kategorii przestrogi też powiedzieć – to jest bardzo istotne. Bo nam się wydaje, że to jest nieistotne, ja też sobie dopiero właśnie słuchając rozmowy na ten temat, uświadomiłam, że rzeczywiście te nasze wybuchy… Czasem tak kibicujemy, że jesteśmy smutni po prostu – to też dla takiego dziecka, małego sportowca może być szalenie istotne w jego podejściu do porażki np.
D. ABRAMOWICZ: Tak jest, pełna zgoda. Czyli punkt 1, jeżeli chodzi o postawy rodziców i o takie budowanie świadomości - mam nadzieję, że trochę dołożymy tym dzisiejszym odcinkiem do tego cegiełkę - dzieci uczą się poprzez modelowanie, naśladowanie, podglądają. Jest też mnóstwo badań na temat tego, że właśnie postawy kibicowskie rodziców w sposób istotny odbijają się i wpływają na stosunek do aktywności fizycznej dzieci, szczególnie do radzenia sobie z niepowodzeniem. I wpływają na odczuwany poziom stresu, wtedy, kiedy dzieci podejmują aktywność fizyczną. Więc tutaj absolutnie podpisuje się w pełni pod tym, co powiedziałaś. Skoro więc rodzic-kibic, skoro więc ma swoje emocje i te emocje kibicowania wpływają na funkcjonowanie dziecka, to emocje w stosunku do sportu dziecka też na nie wpływają. Jakie są twoje obserwacje?
M. PYREK: Ja powiem szczerze, że ja staram się być pośrodku. Bo ja – z jednej strony – byłam sportowcem, który na pytania od dziennikarzy pt. „Czy twoje dziecko będzie sportowcem?”, pierwsza myśl, która pojawia mi się w głowie, to jest: „Broń cię, Panie Boże”. I to nie ze względu na to, że ten sport jest do bani, bo tak nie jest. Bo ja jestem taka, jaka jestem dzięki temu, że uprawiałam sport, mnie on ukształtował jako człowieka. To, że ja tu siedzę i tak sobie swobodnie z tobą rozmawiam na różne tematy, no to pewnie jako dziecko szkolne ja się w ogóle nie zgłaszałam do odpowiedzi. Siedziałam jako zahukana, nieśmiała dziewczynka, która oczywiście… Już teraz wiem, że mam umiejętność słuchania i chłonięcia tej wiedzy i analizowania tego później, przetrawiania wewnątrz siebie. Ale rzeczywiście ja nie byłam taka hej, do przodu. I to, że teraz sobie radzę w tym świecie – że tak powiem – normalnym po sporcie, to też dzięki temu, że ten sport mnie ukształtował, nauczył mnie wielu umiejętności, takich bardzo przydatnych. To się wydaje, że to są takie stricte sportowe rzeczy, które się tylko w sporcie przydadzą, ale one – jak wychodzisz ze sportu – to rzeczywiście to jest bardzo cenna nauka, która daje ci przetrwać, tak naprawdę w tym świecie zewnętrznym. Tak że wracając do tego, jak rodzic powinien postrzegać sport, to ja- rzeczywiście z jednej strony – mówię: „Nie, nie, nie”. Bo wiem, ile to trudów po prostu. Ile trudów trzeba przejść, ta droga sportowa od juniora, od młodzika juniora, poprzez młodzieżowca i w tym momencie chyba najtrudniej wydaje mi się. Czyli gdzieś, kiedy jesteśmy na studiach, kształcimy się, ale jednocześnie uprawiamy sport na bardzo wysokim poziomie, to w momencie, kiedy pojawia się kontuzja albo jakieś wahania formy, wtedy człowiek stoi przed – ten młody człowiek – stoi przed ogromnymi dylematami. W którą stronę iść? Czy to już jest koniec? Czy jednak trzeba przez to przejść? Ja też z takiej filozofii wychodzę… Kiedy tworzyłam fundusz stypendialny dla młodych sportowców, to też widełki wiekowe, które tworzyłam, one są między 16. do 25. roku życia. Właśnie żeby dać szansę przede wszystkim tym starszym zawodnikom przejść ten moment wahań.
D. ABRAMOWICZ: Ze sportu też juniorskiego do seniorskiego, ten moment, który jest jednym z największych wyzwań w ogóle, pod wieloma względami u nas w Polsce. Myślę sobie o tym, że to jest tak: i matura, i potencjalne myśli o studiach, wybór ścieżki życiowej, dojrzewanie oczywiście, prawdopodobnie pierwsze związki pojawiające się w życiu młodego człowieka...
M. PYREK: Czasem już rodzina, założenie rodziny. No i wtedy ta odpowiedzialność za rodzinę, a ty jednak bawisz się sport dalej. Więc to też jest ogromne obciążenie dla człowieka. No ja też – z takich śmiesznych historii – pamiętam, jak zaczynałam skakać o tyczce i gdzieś tam podglądałyśmy starszych kolegów na treningu technicznym. Oni mieli ze 24 lata, ja wtedy miałam może 17. I – pamiętam – tak sobie patrzyłam na nich, mówiłam: „Boże, jacy oni są starzy…”
D. ABRAMOWICZ: Bliżej niż dalej.
M. PYREK: Tak. Mówię: „Przecież jak ja będę miała tyle lat, to już na pewno nie będę trenować”. A później się okazało, że jeszcze parę ładnych lat dołożyłam do tego. To jaką ja musiałam być już staruchą – że tak powiem – sportową? Ale też pamiętam, że powiedziałam sobie kiedyś, że jeżeli w trakcie rozgrzewki albo gdzieś na starcie któraś z zawodniczek powie do mnie: „Proszę pani”, to oznacza, że to już jest czas… To jest ten czas. I słuchaj: naprawdę się to wydarzyło. W ostatnim moim starcie halowym na Mistrzostwach Polski w Spale, gdzieś tam w trakcie rozgrzewki stawała dziewczyna za mną i mówiła: „Proszę panią, ja będę za panią”, a ja mówię: „Dobrze, dobrze…”.
D. ABRAMOWICZ: Już z pełną świadomością i godnością przyjęłaś to.
M. PYREK: Dokładnie, przyjęłam to. Ale wiedziałam, że taki czas nastąpi, więc to też jest dobrze, żeby się przygotować na ten czas. Tak że jeszcze wracając, bo dookoła wielu wątków, ale chciałbym się skupić na tych rodzicach. Więc ja oczywiście najpierw mówię, że nie. Później mówię, że tak, bo ten sport tak wiele uczy, że chciałabym, żeby moje dziecko tego doświadczyło. A kolejną rzeczą jest to, czy ono będzie chciało pójść w sport profesjonalny. Bo ja uważam, że sport jest dla wszystkich…
D. ABRAMOWICZ: Superważne w rozróżnieniu.
M. PYREK: I sport tak naprawdę powinien być nieodłączną częścią naszego dnia. Nie życia nawet, dnia. Każdego dnia. Bo to jest część dbałości o nasze zdrowie. Jeżeli mówi się o tym, że – teraz to takie jest słynne – że 5000 kroków trzeba wykonać – to jest takie absolutne minimum – to właśnie to też jest sport. Może właśnie pokazywanie dzieciakom, że taka aktywność fizyczna, jakakolwiek. To nie musi być od razu wysiłek fizyczny taki, który zwala cię z nóg. Bo też myślę, że to jest problem sportu zawodowego, sportu profesjonalnego, w którym nie mówi się… Trochę za mało się mówił o radości…
D. ABRAMOWICZ: ...o pasji rozwijającej.
M. PYREK: Tak, o pasji. O tym dlaczego oni to robią właściwie ci sportowcy? No przecież nie robią dlatego, żeby się po prostu zakatować treningiem, tylko dlatego, że to im sprawia ogromną przyjemność. Ale łatwiej powiedzieć o tym, co od razu ci się nasuwa – to, co jest trudne niż to, co ci rzeczywiście sprawia przyjemność. I rzeczywiście w tym sporcie zawodowym jest za dużo mowy o wyrzeczeniach, o tym, jaka jest presja, o tym, co tam musieliśmy poświęcić… I tak ja jako zawodniczka, jako młoda dziewczyna – nie wiem – nie byłam na studniówce swojej. To jest poświęcenie, wyrzeczenie, OK, ale w tym czasie byłam na Halowych Mistrzostwach Świata w Maebashi. To też dla mnie był awans społeczny. Więc gdzie moich rodziców byłoby stać, żebym ja sobie do Japonii pojechała w wieku 19 lat? Nie ma szans w ogóle. Nie wiem, czy w ogóle życiowo byłoby. Więc to mówienie o tym dookoła, o tym, co jest złe, trochę zaburza ten dobry obraz sportu, ten bardzo pozytywny przekaz. Więc ja się uparłam też w działaniach moich fundacyjnych, żeby pokazywać, że sport jest zabawą. Sport po prostu jest przyjemnością, sport jest takim rodzajem odstresowania, wyrzucenia tych wszystkich emocji nagromadzonych. Dlaczego dzieciaki powinny mieć codziennie WF w szkole? Dlatego, żeby się wykrzyczały chociażby, żeby wybiegały się. Dlaczego jest tak głośno na przerwach?
D. ABRAMOWICZ: Aktywność fizyczna jest podstawową potrzebą współczesnego człowieka, tak samo jak dbanie o sen, odpowiednie odżywianie. Szczególnie COVID też pokazał nam to, że ta potrzeba ruchu powinna być zaspokajana absolutnie w takim samym stopniu, jak te inne podstawowe potrzeby.
M. PYREK: Dokładnie. Uważam, że to, co się pozytywnego stało przez… Dzięki tak naprawdę, chyba tu mogę powiedzieć, że dzięki izolacji, to to, że zauważyliśmy to, że ta aktywność jest nam potrzebna. Że to leżenie w domu, siedzenie, nie jest wcale dla nas dobre.
D. ABRAMOWICZ: Czujemy się źle.
M. PYREK: Tak, czujemy się – dokładnie tak, jak mówisz – czujemy się źle. Sport podnosi jakieś takie ogólne – nie mówię o ciśnieniu tętniczym – takie ciśnienie twoje.
D. ABRAMOWICZ: Daje więcej energii, witalności.
M. PYREK: To, że mówi się o tych tajemniczych endorfinach, które w… Hormonach szczęścia, które gdzieś tam się pojawiają w naszych głowach. Ja powiem szczerze, że zaczęłam doświadczać, zauważać to dopiero, jak skończyłam uprawiać sport profesjonalnie. Tam było mnóstwo innych bodźców, nie było czasu, żeby myśleć w ten sposób. A teraz, kiedy nie cierpiałam biegać jako zawodniczka, ja byłam dobra w konkurencji, w której nie trzeba biegać maratonów albo jakichś długich dystansów, tylko jest potrzebna taka wytrzymałość szybkościowa. Czyli ja muszę 40 razy przebiec szybko odcinek 30-paru metrów, a nie biec 21 km czy więcej. Ja nie cierpiałam takich treningów wydolnościowych, kiedy trzeba było zbudować taką podstawę wydolności. A dopiero w momencie, kiedy przestałam trenować, to zauważyłam właśnie to, że to mi sprawia przyjemność. Mimo że się fizycznie zmęczę, to jednak ta moja głowa tak odpoczywa… W ogóle zaczynają mi do głowy przychodzić różne pomysły, różne projekty. Mój mąż mi kiedyś powiedział, że nie biegasz więcej niż 5 km, bo wtedy zaczynasz za dużo myśleć i już nie mamy więcej czasu na te wszystkie twoje projekty, żeby je zrealizować.
D. ABRAMOWICZ: Sport czy ruch, aktywność fizyczna np. sprzyja kreatywności.
M. PYREK: To prawda, to prawda. W ogóle teraz też, myślę, w dobie tych ograniczeń, no to na początku w tej właśnie początkowej fazie – jeżeli trzymamy się stricte sportu profesjonalnego – to pewnie zauważyłaś te różne w mediach społecznościowych, różne sposoby radzenia sobie z brakiem treningu sportowców. Ktoś sobie zrobił jakąś rzutnię…
D. ABRAMOWICZ: Ale sama doświadczyłam będąc na obowiązkowej 14-dniowej kwarantannie w Melbourne, podnosiłam zgrzewki z wodą i robiłam przysiady z fotelem.
M. PYREK: Dokładne. Czyli tak naprawdę nie potrzebujemy siłowni, tak?
D. ABRAMOWICZ: Jak najbardziej.
M. PYREK: Tylko wszystko zależy od tego, jak się przygotujemy do danego wysiłku, który chcemy podjąć. Ja też, tworząc z kolei platformę taką sportowo-edukacyjną, gdzie chcemy pokazać rodzicom, że właśnie sport… Można korzystać ze sportu właśnie przez zabawę. To też tworzymy różne gry i zabawy, które pokazują, że mając rzeczy w domu, możesz stworzyć dla dziecka niesamowitą frajdę, niesamowitą przygodę, ale w dalszym ciągu kształtujesz u niego takie umiejętności stricte sportowe, ale też takie, które przydadzą się w normalnym świecie. Od razu przytoczę taki przykład, który – na mnie przynajmniej – robi ogromne wrażenie, na przykładzie berka. Jeżeli chcesz się dowiedzieć, jeżeli nie przekonuje cię to, że sport uczy jakichś tam umiejętności, to zobacz: jeżeli weźmiesz berka, to dziecko przede wszystkim uczy się współpracować w drużynie. Bo gdzieś tam, jedna osoba cię goni…
D. ABRAMOWICZ: Komunikacja.
M. PYREK: Tak, komunikacja. Do tego podejmowanie decyzji szybkie. Działanie w kryzysie. Ten ktoś już na ciebie biegnie, a ty musisz podjąć decyzję szybko, tu i teraz, żeby uciec. Jeżeli odniesiesz porażkę, bo jesteś złapana, musisz teraz wymyślić taką strategie, żeby uwolnić się od bycia berkiem, tak? Więc zobaczcie: to bardzo prosty przykład, który pokazuje ci, jak twoje dziecko może się nauczyć radzenia w życiu zawodowym też.
D. ABRAMOWICZ: Oczywiście. Cudowny wątek, absolutnie. Bo chciałbym przeczytać pewien cytat, a później odnieść się do tego, co widzę w świecie: "Ułatwiając dzieciom oraz młodzieży dostęp do aktywności fizycznej, inspirujemy je do dołączenia do kultury ruchu, a tym samym wierzymy, iż w przyszłości staną się aktywnymi dorosłymi". To hasło znalazłam na stronie twojej fundacji. Jest np. taki projekt w Kanadzie, cały program, ogólnonarodowy program, który nazywa się Long-Term Athlete Development, akronim LTAD. Jest to projekt centralny, którego odnogi funkcjonują właściwie w każdej federacji sportowej. Projekt ten dzieli w ogóle aktywność w cyklu życia człowieka na kilka etapów. Pierwszym, tłumacząc swobodnie na język polski, jest zabawa w aktywność, od narodzenia do 6. roku życia dziecka. Później mamy sportowy fundament, do około 9. roku życia. Nauka trenowania do 11.-12. Trenowanie u podstaw do 15. roku życia. I później ta ścieżka tego programu dzieli się na takie dwie... Właściwie trzy odnogi. Pierwsza to jest: doskonalenie ku sportowi profesjonalnemu, potem mamy sport amatorski i na samym końcu mamy rekreację ruchową, która ma prowadzić i kształtować aktywne życie. Czyli Kanadyjczycy - krótko mówiąc - postanowili na pewnym etapie budowania swojego społeczeństwa podejść do sportu i do aktywności fizycznej bardzo przekrojowo. A to, że zaczynają o tym myśleć już w momencie, w którym dziecko się rodzi, pokazuje ogromną rolę rodziców. To, o czym ty powiedziałaś, pokazując nawet na przykładzie berka, to jak kompleksowe mogą być formy ruchu, jak wiele uczyć, nie tylko w kontekście dążenia do wyczynu sportowego. To, jak opowiadasz o tym, że dzieci z aktywności fizycznej mogą czerpać... Właściwie wszystko, o czym powiedziałyśmy przez ostatnie kilkanaście minut, prowadzi do takiego wniosku, że są osoby w życiu dziecka, w życiu młodego człowieka, które mają ogromny wpływ na to, w jaki sposób ono myśli o sobie, o swoim ruchu, być może kiedyś o swoim sporcie. Bo nie każdy ruch - tak jak powiedziałyśmy - jest sportem, tym bardziej sportem wyczynowym. Oczywiście mówię tutaj o rodzicach, no i o trenerach, ale pewnie o trenerach i o szkoleniu mogłybyśmy kolejne godziny długo dyskutować. Rodzice. Kanadyjczycy w swoim programie pokazują: Drogi rodzicu, od pierwszych chwil, momentu, kiedy twoje dziecko pojawia się na tym świecie, możesz zrobić wiele, żeby wprowadzać je w ten świat aktywności, jest to pomocne na wielu płaszczyznach. Jak ty to widzisz u nas w Polsce, pod kątem i świadomości i tego, w jaki sposób my postępujemy w tym kontekście?
M. PYREK: Ja myślę, że generalnie mamy coraz większą świadomość na temat tego, jak bardzo sport, a właściwie aktywność fizyczna, jest nam potrzebna. Nawet jeżeli rozejrzymy się wokół, no to już nie dziwi nas biegacz, który biegnie rano, w nocy nawet, tylko po prostu biega, bo… No nie dziwi cię, po co on biegnie, tak? Tylko wiesz, że on biegnie dla siebie, może ma jakiś cel wyznaczony albo po prostu sprawia mu to przyjemność. Już wiele razy mówiłam to, że mężczyźni wiedzą, co to są legginsy, to już w ogóle dla mnie szczyt świadomości sportowej. Ale rzeczywiście jest tak, że… Też chyba widać to po ilości propozycji i po ofercie zajęć sportowych pozalekcyjnych. To znaczy, że skoro one są, to znaczy, że jest zapotrzebowanie na nie, czyli rzeczywiście rodzice pokazują dzieciakom coraz więcej dyscyplin sportowych. Aczkolwiek to, co chciałabym podkreślić, to bardzo ważne w tym wszystkim jest zaangażowanie rodzica. To nie jest tak, że zapiszesz swoje dziecko na 5 różnych jakichś tam zajęć sportowych w tygodniu i będziesz to traktował jako po prostu miejsce, w którym twoje dziecko jest, a ty w tym czasie sobie możesz sobie zrobić swoje rzeczy. To nie na tym polega. Bo to dziecko bardzo szybko wyczuje, że to jest taki zapychacz, te jego zajęcia sportowe są takim zapychaczem opieki nad nim, a ty – nie wiem – jedziesz na zakupy.
D. ABRAMOWICZ: Czyli aktywność rodzica poniekąd w sporcie dziecka jest bardzo ważna? Taka aktywność w kontekście obecności?
M. PYREK: Obecności, tak.
D. ABRAMOWICZ: Świadomego uczestniczenia w tym sporcie.
M. PYREK: Zdecydowanie. I to zwłaszcza w tej pierwszej fazie. To uważam, że powinien być rodzic obecny, powinien być zainteresowany żywo tym, co się dzieje. Powinien sam być aktywny, bo tak naprawdę jak obserwujesz emocje swojego dziecka, to – dla mnie – to jest zawsze zimny prysznic. Twoje dziecko jest odbiciem lustrzanym ciebie tak naprawdę. Jak ono się złości, to od razu możesz mieć pewność, że ty tak wyglądasz, jak ty się złościsz. Bo dzieci nas obserwują. To my jesteśmy największym autorytetem, zwłaszcza w tej pierwszej części ich życia. Ja pamiętam taką historię, bardzo uroczą tak naprawdę, mnie chwyta za serce: jak chodziłam biegać w niedzielę – z reguły biegam 5 km – i mój syn, który miał wtedy 5 lat, przyszedł do mnie i też się zaczął ubierać i mówił: „Ale mamo, ja idę z tobą biegać. Bo ty to lubisz, to ja też chciałbym spróbować”, jak mówię: „Grzesiu, ale mama tam biega bardzo długo i to jeszcze nie jest dobre dla ciebie”, a on mówi: „Ale ja umiem bardzo szybko biegać”. Więc bardzo pokazało mi, że rzeczywiście, jeżeli ja pokazuję mojemu dziecku, że ja ćwiczę…
D. ABRAMOWICZ: ...i cieszy cię to.
M. PYREK: …i ja się w tym bawię, to mi sprawia przyjemność, to moje dziecko widzi, że to jest coś fajnego i nabiera nawyku tak naprawdę.
D. ABRAMOWICZ: Analogicznie do rodzica kibicującego. Też postawy rodzica wobec uprawiania sportu i podejmowania aktywności fizycznej mają absolutnie wpływ na to, jak dziecko patrzy na aktywność fizyczną?
M. PYREK: Dokładne, zdecydowanie. To, co na początku powiedziałyśmy: jak jesteśmy furiatami przed telewizorem, to dziecko może się zestresować później, jeżeli jemu coś nie wyjdzie na zawodach. Bo sobie pomyśli: Boże, wrócę do domu, a ten mój ojciec albo matka będą po prostu rozczarowani tym moim startem. Więc trzeba naprawdę uważać. Ja walczę z moim mężem, bo on jest takim głośnym kibicem. Co prawda był też sportowcem, więc nie jest takim oceniającym, ale raczej bazuje na dość sporych emocjach, więc też go gdzieś tam stopuje, żeby tego nie pokazywał. No bo też z troski przede wszystkim o to moje dziecko. Też nie naciskam za bardzo na moje dziecko, jeżeli nie chce startować w zawodach.
D. ABRAMOWICZ: Zatrzymajmy się, poproszę, na chwilkę tutaj. Powiem taką historię: 2 lata temu siedziałam na trybunach, podczas meczu tenisowego turnieju i słyszałam... Nie sposób było po prostu nie usłyszeć, bo była to głośna rozmowa mamy i dziecka, wydaje mi się, że dziecka w wieku około 6 lat. Oglądali oni ten mecz i dziecko zapytało: "Mamo, a czy ja mogę spróbować tenisa?", a mama na to powiedziała: "Ale ty już chodzisz na piłkę ręczną i na nożną, nie ma takiej możliwości". Bardzo szybko w tej rozmowie ucięła, troszkę słychać było w reakcji tego dziecka, że było zaskoczone, taki pomysł. Jestem ciekawa, co myślisz na temat tego, czy rodzice - twoim zdaniem - warto, aby pokazywali dzieciom różne formy aktywności fizycznej. A jeśli tak, to w jaki sposób - twoim zdaniem - powinni to robić?
M. PYREK: Ja myślę, że przede wszystkim powinniśmy jak najwięcej tych sportów pokazywać. Bo to, co dla nas jest atrakcyjne, nie zawsze jest atrakcyjne dla dziecka. A najważniejsza wg mnie rola i zadanie dla rodzica, to jest akceptacja tego, co twoje dziecko czuje. Ja też się wiele razy nie zgadzam z zachowaniem moich dzieci. I oczywiście wtedy, kiedy ono jest tak ewidentnie nie takie, no to je karcę, ale staram się podążać za jego wyborami. Bo w ten sposób się kształtuje jego droga, jego przyjemności, jego pasje. Więc naturalne – w moim przypadku – naturalne jest to, że moje dziecko chodzi na zajęcia lekkoatletyczne. No ja też prowadzę uczniowski klub sportowy, więc też mi najłatwiej zaprowadzić go tam, ale na szczęście trafiłam na trenera, który wcale się – który pracuje razem ze mną – który nie wywodzi się wcale od lekkiej atletyki, tylko od koszykówki. I on ma świetne podejście do tych dzieci, bo on ich traktuje jako partnerów. To jest bardzo ważne. To nie jest człowiek, który przychodzi i mówi: Zrób to, to, to, to i to. Tylko np. jak moje dziecko sobie wymyśliło, że gdzieś tam na hali sportowej ma jakąś bazę, no to jeżeli jest przerwa – bo oni 15 minut trenują, 10 minut się bawią np. skaczą po zeskoku do tyczki, bujają się na linach, mają wolny czas, no to…
D. ABRAMOWICZ: Forma zabawy.
M. PYREK: Forma zabawy, dokładnie. Jest moment, kiedy trzeba zrobić, te 15 minut trzeba przepracować, ale jest później przerywnik, który mówi o tym, że teraz rób to, co ci się tu, w tym obiekcie najbardziej podoba. Więc moje dziecko ma swoją bazę i siedzi w tej bazie, bawi się w jakieś tam Jurassic Park z kumplami i to też… O, właśnie – kumple. To jest bardzo ważne.
D. ABRAMOWICZ: Relacje. Taka rzecz, którą daje sport i aktywność fizyczna także dzieciom. Bo mówiliśmy o komunikacji, o rozwijaniu procesów poznawczych, o rozwoju emocjonalnym, ale też właśnie kompetencje - z jednej strony - społeczne i kontekst relacyjny. Czyli to wszystko, co daje aktywność fizyczna, a niekoniecznie to ma w prostej linii prowadzić sześciolatka do wyczynu.
M. PYREK: Dokładnie. To jest rodzaj przede wszystkim spędzania fajnie wolnego czasu, ja myślę.
D. ABRAMOWICZ: Ja nazywam to wychowaniem poprzez sport, na tym etapie. Nie uprawianiem sportu.
M. PYREK: Dokładnie i to jest bardzo dobre zdanie. Bo uprawia się sport wtedy, kiedy już podejmujesz decyzję, że to jest kierunek zawodowy, wg mnie.
D. ABRAMOWICZ: A kiedy, Monika, twoim zdaniem taki moment nadchodzi?
M. PYREK: To jest trudne pytanie.
D. ABRAMOWICZ: Także dla rodzica.
M. PYREK: Dla rodzica również. Ja patrząc po sobie, to to, co wcześniej powiedziałam o tym, obserwując tych moich kolegów, którzy mieli już 20 parę lat, a ja twierdziłam, że już w tym czasie nie będę trenować, to też pokazuje, jak dziecko patrzy, jak nastolatek patrzy na to wszystko. On od samego początku… On nie musi wcale widzieć, że to już jest moja droga sportowa. Bo ja będąc wtedy w tej grupie, miałam 10 koleżanek, które skakało o tyczce, a finalnie, jak już miałam 21 lat, to zostały 2 z tej całej grupy.
D. ABRAMOWICZ: Chociażby przechodząc - przepraszam - ten proces już później przechodzenia ze sportu juniorskiego do seniorskiego nawet, o czym powiedziałyśmy. Mnóstwo jest takich zakrętów po drodze.
M. PYREK: Dokładne. Ktoś wybrał studia, które nie dawały szansy… Został w sporcie, ale to już nie był ten rodzaj godzin wytrenowanych, które mógłby dawać szansę gdzieś tam zaistnienia czy awansu, kwalifikacji do kadry narodowej. Ale ja uważam, że bez względu na to, w którym momencie ktoś zakończył swoją przygodę ze sportem, to tak czy siak nabrał takich umiejętności, które dają mu szansę poradzić sobie w życiu w każdej dziedzinie, bez względu na to, czy to jest sport, czy to jest jakaś inna branża. Mało tego: ostatnio się uczepiłam tego, że to, że nasze dzieci uprawiają sport i np. rezygnują z którymś momencie, bo zaczyna – nie wiem – interesować ich coś innego, już nie chcą być Lewandowskim, tylko np. nagle chcą być jakimś naukowcem. No to ja uważam, że one powinny przejść, poznać wiele dyscyplin sportowych, bo wyobraźmy sobie sytuację, w której koledzy albo dyrektor, jakiś twój szef, zaprasza cię na partyjkę tenisa albo zaprosza cię do drużyny ekipy, żeby po godzinach pograć w kosza. I ty nie umiesz grać w tego kosza.
D. ABRAMOWICZ: Albo przebiec Wingsa.
M. PYREK: Dokładnie, albo przebiec Wingsa.
D. ABRAMOWICZ: Przygotowujesz się.
M. PYREK: Tak. No to zobacz: to od razu tracisz szansę. Poprzez zacieśnienie więzi. A może w trakcie tego grania, usiądą w przerwie sobie na ławeczce i zaczną rozmawiać nad jakimś projektem. Bo być może nie było możliwości w pracy, żeby przekazać jakiegoś twojego pomysłu szefowi. A tu będzie możliwość, żeby zabłysnąć – nie bójmy się tego słowa – zabłysnąć. Więc też ten sport pokazuje, te umiejętności, które zdobywamy, gdzieś tam mogą się przydać na każdym etapie życia. Więc ja uważam, że im więcej sportów pokazujemy dzieciakom – przede wszystkim to jest budowanie wiedzy, budowanie sprawności, pozyskiwanie tych umiejętności. Ale też dziecko ma szansę znaleźć to, co go interesuje. To, co mu się najbardziej podoba. Też uważam, że to, co mówiłam o tej akceptacji: najgorszym chyba jest wyjściem, jeżeli ty jesteś fanem jakiejś dyscypliny sportu albo ty jesteś niezrealizowanym byłym sportowcem i próbujesz wcisnąć na siłę, i przełożyć te swoje ambicje sportowe niezrealizowane na swoje dziecko. Myślę, że to jest najgorsze, co możemy zrobić. Jeszcze wracając do tego, kiedy zaczyna się ten sport zawodowy: w moim przypadku moje myślenie dopiero zaczęło się po pierwszym medalu Mistrzostw Świata seniorów.
D. ABRAMOWICZ: Powiedzmy - jeśli to nie tajemnica - ile miałaś lat?
M. PYREK: 21 lat miałam dopiero.
D. ABRAMOWICZ: Pomyślałaś wówczas o sobie, że jesteś profesjonalnym sportowcem?
M. PYREK: Tak. Dopiero wtedy. I że to jest mój zawód, że to jest mój sposób na życie. I już wtedy wiedziałam, że jestem szczęściarą, bo mogę zawodowo wykonywać coś, co jest moją pasją. Czyli pracuję, robię to, co mi najbardziej sprawia przyjemność.
D. ABRAMOWICZ: A kiedy pomyślałaś o sobie, że uprawiasz sport wyczynowo?
M. PYREK: To myślę, że troszkę wcześniej. W momencie, kiedy zaczęłam być wcielana do kadry narodowej.
D. ABRAMOWICZ: 17, 18 lat?
M. PYREK: 17 lat chyba, to było najwcześniej. To jeszcze za czasów juniorskich. Ale też chciałabym powiedzieć to – bo uważam że to jest szalenie istotne – że w momencie, kiedy zostałam pierwszy raz powołana do kadry narodowej i zostałam umieszczona, zakwaterowana w COS-ie w Spale, ale moja ekipa – jak ważne było dla mnie na początku to – że moja ekipa była w centrum Spały w jakimś LWP zakwaterowana, a ja byłam w tym COS-ie. I dla mnie to było tak okropne, ja się czułam po prostu jakby mnie ktoś wyrzucił z grupy.
D. ABRAMOWICZ: To już jest wyjście poza strefę komfortu. Zupełnie nowe warunki, takie pierwsze razy, z którymi trzeba sobie poradzić.
M. PYREK: Mimo że to był awans dla mnie, ewidentny awans, wyróżnienie tak naprawdę, to to w dalszym ciągu i tak spędzałam czas w tym LWP. Nie siedziałam w tym COS-ie, bo ja chciałam być z grupą, z ekipą, z ludźmi, z którymi się znam i z którymi po prostu świetnie spędzam swój czas. I to też jest bardzo istotne, żeby mieć też w takim ograniczaniu się – to się tak ładnie mówi: patologii społecznych – to jednak przynależność do takiej grupy…
D. ABRAMOWICZ: ... identyfikacja ...
M. PYREK: Dokładnie. To jest coś szalenie ważnego w tym wieku nastoletnim, kiedy ta grupa cię trzyma i nie pozwala ci zboczyć na jakieś czarne ścieżki.
D. ABRAMOWICZ: To kolejna zaleta sportu, o której - moim zdaniem, myślę naszym zdaniem -powinni pamiętać rodzice rozmawiający z dziećmi o sporcie, wspierający swoje dzieci w sporcie, a niekoniecznie taka wartość dodana ściśle związana z trenowaniem, wynikami czy potencjalnie też zarabianiem np. pieniędzy, szczególnie w niektórych dyscyplinach sportu. Powiedziałaś: "Miałam 21 lat, poczułam, że uprawiam ten sport profesjonalnie, że nazywam siebie profesjonalnym sportowcem. Około 17 lat, kiedy poczułam, że uprawiam sport wyczynowo". Do mnie do gabinetu trafiają rodzice, którzy o swoich 7-8 letnich dzieciach często mówią, że są one profesjonalnymi sportowcami. I to moim zdaniem trochę podążę - dużo mówiłyśmy o pozytywnych wartościach dodanych sportu - ale teraz chciałabym poniekąd przejść do wyzwań, z jakimi mierzymy się dzisiaj pracując w sporcie, i do wyzwań, przed którymi też stoją rodzice. Czyli do postrzegania właśnie sportu inaczej niż to, o czym powiedziałyśmy przez ostatnie kilkadziesiąt minut. Do postrzegania tego sportu profesjonalnego, do myślenia o trenowaniu jak o pracy od bardzo wczesnych lat rozwoju dziecka, co prowadzi bardzo często to wielu wyzwań i trudności w późniejszych etapach, jeśli to dziecko zostaje rzeczywiście sportowcem wyczynowym. I tutaj podążę nieco może w taki ciemny zaułek, ale to poniekąd też mój obowiązek i moja zawodowa rzeczywistość. Chciałabym podkreślić, że chociażby coraz więcej obserwujemy wśród sportowców już nawet w wieku 16, 18 lat, objawów wypalenia. Jest to coraz częstsze zjawisko. Coraz częściej pojawiają się zaburzenia nastroju, m.in. zaburzenia depresyjne. Oczywiście w pewnym sensie sport jest szkłem powiększającym ogół społeczeństwa, ale tak dzieje się też w sporcie i bardzo wiele wątków pracy mojej ze sportowcami dotyczy też stosunku ich rodziców, szczególnie na wcześniejszych etapach ich życia i funkcjonowania w sporcie i tego budowania postaw, które później niekoniecznie są konstruktywne. A więc z jednej strony: zmieniamy się my, zmienia się sport, ważne jest to oczywiście, żebyśmy dostrzegali to, jak wiele on niesie w kontekście społecznym dla rozwoju młodego człowieka. Ale z drugiej strony: obserwujemy coraz wcześniejsze dążenie - zwłaszcza rodziców - do specjalizacji dzieci w sporcie. Co ty o tym myślisz?
M PYREK: Bardzo dużo teraz się mówi na temat późnej specjalizacji, tak naprawdę. Sport – tak jak chyba wynika z tych moich wyliczeń, z moich odczuć – do wieku nastoletniego, tej szkoły średniej, powinien być zabawą. Oczywiście wyłączymy z tego dyscypliny takie wczesno-rozwojowe, czyli pewne gimnastykę, łyżwiarstwo, gdzie rzeczywiście te sukcesy przychodzą zdecydowanie szybciej niż – nie wiem – w lekkiej atletyce, czy nawet w tenisie. Te kariery trwają bardzo długo i też rodzic musi – jeżeli rzeczywiście widzi potencjał swojego dziecka, a nie jest to jego chciejstwo, tylko widzi potencjał dziecka – to, żeby mieć to na uwadze. Że to twoje dziecko w tym rygorze takim treningowym będzie przez następne 20 lat albo i więcej. Więc, żeby mieć to po prostu na uwadze. Że teraz przebodźcowanie, nawet takie emocjonalne, dziecka w tym wczesnym etapie jego przygody ze sportem… Bo uważam, że to jest przygoda ze sportem, tak naprawdę.
D. ABRAMOWICZ: Ja często - przepraszam, że wejdę ci w słowo - mówię o sportowej drodze, która być może na pewnym etapie stanie się karierę dopiero.
M. PYREK: Dokładnie. To nie prowadzi do niczego, takie przebodźcowanie nie prowadzi do niczego dobrego. Bo zbyt duże oczekiwania po stronie rodziców, mogą w ogóle zniszczyć pasję dziecka. Jak to tak postrzegam.
D. ABRAMOWICZ: Bo pasja staje się destrukcyjna, zamiast rozwijająca.
M. PYREK: Dokładnie. Spełniasz po prostu oczekiwania swojego rodzica. Oczywiście mam nadzieję, że ci rodzice są jednak w mniejszości. Ale też jeszcze żeby tak trochę może może nakreślić pozytywny jeszcze wpływ uprawiania… Może nie uprawiania, bo tak mówiliśmy o uprawianiu sportu zawodowo – to później – ale w ogóle bawienia się w sport. To ja mam taką swoją historię dotyczącą decyzji o pójściu mojego syna do klasy sportowej w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Miałam bardzo długą dyskusję z rodzicami na temat tego, że oni od razu postrzegali klasę sportową jako wyczyn. I to też nie tędy droga, bo ja np. nie widzę – mam nadzieję, że mój syn kiedyś mi to wybaczy – ale nie widzę wielkiego potencjału w moim dziecku, takiego sportowego. Mówi się, że talent się kształtuje do 9. roku życia…
D. ABRAMOWICZ: Za to uwielbia kosmos...
M. PYREK: Uwielbia kosmos, chce być naukowcem…
D. ABRAMOWICZ: ... i LEGO.
M. PYREK: I LEGO. Ale ja mu za każdym razem mówię, nawet jak ma wątpliwość i nie chce mu się iść na trening… Ale z reguły dzieje się to dlatego że np. się mnie pyta: „Czy będzie Igor?”, „A czy będzie Julek”, bo chodzi mu po prostu o kolegów. To zawsze mu mówię: „Ale zobacz, żeby być naukowcem, to musisz mieć bardzo sprawny umysł. Musisz się potrafić koncentrować bardzo mocno. Musisz mieć dotleniony ten umysł, a sport właśnie ci to daje. Więc ta kondycja taka ogólna, fizyczna, będzie też bardzo dobrze działać na to, że będziesz zapamiętywał ileś rzeczy, będziesz potrafił się skoncentrować”. Ale też pamiętam właśnie to zaskoczenie tych rodziców. Bo tak jak wspomniałam: moje dziecko nie ma jeszcze takiego ewidentnego talentu sportowego. Może nigdy go nie będzie miało, nie wiem tego. Ale dla mnie wartością było to, że moje dziecko będzie miało 2 godziny WF-u codzienne w szkole.
D. ABRAMOWICZ: Absolutnie.
M. PYREK: I wiedziałam, że od przejścia przedszkolnego – takiego siedzenia na dywanie, takiej swobody – do przejścia, do siedzenia w ławce przez 45 minut albo tam i później, ileś razy w ciągu dnia, to takie 2 godziny będą dla niego uwolnieniem tych emocji…
D. ABRAMOWICZ: I właśnie - przepraszam - ale szansą na rozwój tych wszystkich umiejętności i kompetencji, o których powiedziałyśmy wcześniej.
M. PYREK: Dokładnie. A czy ono tak się zakocha w tym sporcie, że np. w czwartej klasie, kiedy jest kolejny nabór do klasy sportowej, kiedy ono… To jest długa droga do momentu, kiedy ono będzie miało szansę podjąć decyzję, czy ono chce iść dalej do tej klasy sportowej. I wtedy ja już daję wolną rękę. Bo albo będzie chciał iść w ten kosmos i dinozaury i bycie naukowcem, albo może jednak ten talent sportowy się objawi i będzie chciał w drugą stronę iść. Ale powiem szczerze, że ja nie naciskam na żadną ze stron. Raczej pokazuję bez przerwy. Ja bym chciała, żeby ten sport był obecny w życiu mojego dziecka, po prostu widzę wiele korzyści. Ale jeżeli się okaże, że… Nawet, jeżeli na początku jego drogi okaże się, że ma ten talent i – powiedzmy – będzie go rozwijał, ale w momencie, kiedy przyjdzie wypalenie w takim właśnie wczesnym momencie, no to ja zaakceptuję jego decyzję. Oczywiście będę próbowała przeciągnąć przez chwilę, bo dzieci czasem gubią się w tych swoich decyzjach. Pamiętam, że kiedyś słyszałam takie – nie wiem, czy to jest dobre określenie, czy nie – słyszałam takie stwierdzenie, że jeżeli chcesz sprawdzić, czy twojemu dziecku zależy na sporcie, to nie przypomnij mu kilka razy o treningu. Ja nie wiem, czy to jest dobre, zwłaszcza…
D. ABRAMOWICZ: To zależy - ulubiona odpowiedź psychologów na każde pytanie.
M. PYREK: No własnie. Myślę, że w tej pierwszej fazie to nie jest dobre, bo dziecko o niczym nie pamięta.
D. ABRAMOWICZ: Poza tym, tak jak powiedziałyśmy: rolą rodzica jest kształtowanie tych postaw i stosunku wobec aktywności fizycznej. Ale później też rozmowa z dzieckiem, opowiadanie przez dziecko o tym, jakie czerpie doświadczenia z aktywności fizycznej - to, co powiedziałaś wcześniej - żywe zainteresowanie rodzica sportem dziecka, jest też fantastycznym sposobem na pogłębienie trwałej i bliskiej relacji rodzic-dziecko, która jest oparta na pewnym budowaniu pasji i zainteresowania. To też kolejna funkcja aktywności fizycznej, która nawet może stać się sportem wyczynowym w pewnym momencie. Taka, która może też cementować relacje rodzinne.
M. PYREK: Dokładnie. Inną też kwestią jest… To się też często słyszy o takim klubie oszalałych rodziców.
D. ABRAMOWICZ: KOR... Dla zaznajomionych znane bardzo zjawisko, szczególnie z piłki nożnej i tenisa, ale rozlewające się także na inne dyscypliny sportu.
M. PYREK: Dokładne. I to zjawisko nie powinno mieć miejsca. I to przede wszystkim podważanie roli trenera nie powinno mieć w ogóle miejsca, ani na stadionie, ani w domu, w rozmowach. Ja uważam tak samo z nauczycielami: jeżeli masz zastrzeżenia do nauczyciela, to idź z nim porozmawiaj, bo może dziecko się myli, przekazuje ci jakiś pogląd, który nie do końca jest prawdziwy, a jeżeli ty będziesz z nim rozmawiał i nawet często obrażał nauczyciela czy trenera, no to od razu w ogóle znika autorytet jego. Więc trzeba wybrać inną drogę. Najpierw porozmawiać z nauczycielem czy trenerem, że taka sytuacja, tu jest taka komunikacja, że chcielibyśmy to wyjaśnić i rozwiązać przede wszystkim to zjawisko. Ale też ostatnio byłam na takim szkoleniu – brałam udział – które prowadzi Weronika Nowakowska…
D. ABRAMOWICZ: .Pozdrawiamy.
M. PYREK: Tak. Dlaczego się tak zawiesiłam? Bo sobie chciałam przypomnieć, co tam było takiego bardzo istotnego powiedziane, co na mnie zrobiło wrażenie. I właśnie sobie przypomniałam, że chodziło o nazywanie uczuć. Że to jest bardzo istotne, bo my rodzice albo zamykamy się, np. w momencie porażki widzimy ten stres dziecka, tą rozpacz, nie do końca wiemy, jak zareagować. Bo z jednej strony: chcemy powiedzieć: „Super grałeś!”, a dziecko wie, że po prostu nie grało dobrze. Więc to też jest takie sprzedawanie dziecku takiego fałszywego… My chcemy dobrze oczywiście, ale taki jak obraz, że my wierzymy, wierzymy w to dziecko bez względu na wszystko – OK, tak jest, ale też musimy nazwać to uczucie, które zawładnęło nim w tym czasie. Ja się też tego uczę, bo też mi się wydaje, że jak ja go poklepię – to moje dziecko – po plecach i powiem: „Dla mnie jesteś zawsze świetny”, to to nie jest do końca wsparcie. Trzeba oczywiście wyrazić to wsparcie, ale też mówi się o takiej zasadzie 24 godzin, żeby poczekać aż to – nie chodzi stricte o 24 godziny – tylko poczekać na moment, kiedy dziecko samo będzie chciało o tej porażce porozmawiać, a nie drążyć od razu. Ja pamiętam, że miałam kiedyś robione takie badania psychologiczne i okazało się, że gdzieś tam mam – nie wiem, czy to dobrze nazwę, to mnie poprawisz – cechy mistrza. I to pamiętam też, bardzo było istotne, żeby mój trener usłyszał. Nie żebym tylko ja miała tę świadomość, ale żeby mój trener to usłyszał. Że do mnie nie trafia, jeżeli jako pierwsze skieruje do mnie słowa krytyki, to do mnie to nie trafia.
D. ABRAMOWICZ: Tylko najpierw pozytywne wzmocnienie.
M. PYREK: Najpierw pozytywne, a dopiero później to, co mam zmienić. Bo inaczej w ogóle ten rodzaj mojego rozumowania nie przyswaja tego, co trener chce mi przekazać. Mimo że on często nie ma w ogóle złych intencji. Ale to jest bardzo istotne, taki sposób komunikacji. Żeby jednak nie mówić od razu, co było źle. Dlatego nie analizować od razu tego, po starcie.
D. ABRAMOWICZ: To samo dotyczy rodziców.
M. PYREK: Tak, dokładnie. I jeżeli dziecko chce milczeć, no to milcz razem z nim. Też jest bardzo trudna rola… W moim przypadku mój mąż był taką poduszką, którą ja nazwałam „bezpieczeństwa”, on mógłby nazwać to workiem treningowym, pewnie. Ale rzeczywiście ciężkie to jest dla rodzica, kiedy okazuje się, że to dziecko wyrzuca te wszystkie emocje na ciebie. Ale z drugiej strony: to ty musisz mieć tę świadomość, że nim targają olbrzymie emocje. Ja kiedyś brałam udział w takim programie, który miał za zadanie udowodnić badania jakichś tam amerykańskich badaczy – bo oni wszyscy robią badania, takie ekstremalne zwłaszcza – oni postawili taką teza, że stres przedstartowy jest porównywalny ze stresami w momencie zagrożenia życia.
D. ABRAMOWICZ: Zgadza się. Bardzo często tak jest.
M. PYREK: Tak. I ja mogę powiedzieć: jak usłyszałam to, to rzeczywiście tak jest. My nie widzimy perspektywy. Stając na starcie, u nas nie ma perspektywy kolejnych zawodów, tylko to jest tu i teraz. To jest: albo mi wyjdzie tu i teraz, albo to jest koniec świata. I rzeczywiście tak jest. I jeżeli rodzic uświadomi sobie ten poziom – rodzic, który nigdy nie był w sporcie oczywiście, mówimy o takich – uświadomi sobie poziom stresu u dziecka, no to łatwiej mu będzie przyjąć takie…
D. ABRAMOWICZ: ... trochę szerszą perspektywę.
M. PYREK: Tak, różnych emocji dziecka. Ale z drugiej strony ja uważam, że to dobrze, że to dziecko wyrzuca te emocje.
D. ABRAMOWICZ: Wtedy to oznacza, że rodzic jest taką bezpieczną przystanią, dziecko czuje się komfortowo w relacji.
M. PYREK: Jest relacja, dokładnie. Myślę, że chyba na tym najbardziej nam zależy, żeby mieć jak najdłużej taką relację i to dobrą relację z dzieckiem. A jeżeli – nie wiem – dziecko mówi, że: „Zawaliłem”, a ty mówisz: „A co ty, daj spokój, nie zawaliłeś, jesteś dobry” czy coś, to w ogóle nie ma dyskusji. My chcemy dobrze, ale też podcinamy mu skrzydła, mówiąc: „Daj spokój”, bo jednak wydaje mi się, że trzeba po prostu zaakceptować to, co on mówi, bo on to czuje, tu i teraz.
D. ABRAMOWICZ: To jest jego perspektywa.
M. PYREK: Dokładnie. I oczywiście później przyjdzie czas na analizę tego, można mu coś podpowiedzieć, jakiś rodzaj – nie wiem – zapytania go nawet… Bo ja też sobie wyobrażam, że często nie wiemy jako rodzice, co powiedzieć dziecku po porażce. Może jak już opadną te emocje, to trzeba po prostu zapytać dziecko, co by chciało, co uważa, że mu pomoże w takiej sytuacji. Ale już w momencie, kiedy te emocje opadną tak naprawdę.
D. ABRAMOWICZ: Tutaj pozwolę sobie dać rodzicom drobne narzędzie: zgadzam się w stu procentach, że nie trzeba wiedzieć też zawsze, co powiedzieć dziecku. To, co warto absolutnie robić, to właśnie dzielić się swoimi emocjami także. I rodzic ma pełne prawo powiedzieć do dziecka: "Wiesz, nie wiem, jak to jest czuć się tak, jak ty teraz, przegrać np. jakiś wyścig czy masz poczucie, że przegrałeś jakieś ważne dla siebie zawody, ale np. mi zdarzyło się kiedyś ponieść porażkę w tym i w tym i w tym" i np. możemy przytoczyć wówczas jakieś nasze doświadczenie z obszaru zawodowego czy edukacyjnego. Dziecko - po pierwsze - widzi, że rodzić też człowiek i mimo tego, że nie jest sportowcem czy być może nie rozumie do końca tego świata, to stara się zrozumieć emocje dziecka. Kiedy rodzic nazywa własne emocje, pokazuje, że jest bardzo ludzki, co też sprzyja pogłębieniu relacji z dzieckiem i daje szansę właśnie pogłębienia chociażby tego poczucia, że rodzic może być tą bezpieczną bazą dla dziecka i zawsze będzie też od razu radził i szukał rozwiązań. Bo nie zawsze trzeba, ale czasami po prostu warto jest wysłuchać i pokazać, że samemu też bywa się w dosyć wymagającej sytuacji. I to jest bardzo ważne - trochę podsumowując ten wątek - z perspektywy dbania o własny dobrostan jako rodzic. O własne emocje, a także o własny poziom napięcia. To, co powiedziałaś, jest bardzo, ale to bardzo istotne. I chciałabym, aby to wybrzmiało w naszej rozmowie, że niezależnie od tego, czy dziecko zaczyna swoją przygodę ze sportem i jest na etapie kształtowania poszczególnych cech motorycznych czy zasobów poznawczych, czy jest to sportowiec już wchodzący w świat sportu profesjonalnego, to ważnym jest absolutnie - wręcz kluczowym - aby rodzic dbał o własne emocje i własny komfort wobec sportu własnego dziecka. To rodzic jest pierwszym i najważniejszym kibicem swojego dziecka absolutnie, ale siłą rzeczy z powodów, o których powiedziałaś, on często jest też najbardziej wystawiony na trudne emocje dziecka w sporcie. Umiejętności własne i zasoby własne pozwalają zdecydowanie bardziej konstruktywnie funkcjonować i w świecie sportu dziecka, i zachować własny komfort w tym wszystkim. I to ważny, myślę, kontekst tego wątku. No to ostatnia sprawa: jakie twoim zdaniem z perspektywy sportowca, rodzica, osoby funkcjonującej w sferze edukacji, w świecie sportu, są najważniejsze dzisiaj takie kompetencje umiejętności sportowego rodzica?
M. PYREK: Cierpliwość przede wszystkim. Myślę, że nawet po prostu generalnie, nie jeżeli chodzi o sport. Ale no rzeczywiście rodzic sportowy to też cierpliwy, ja się też tego uczę, to jest naprawdę na wagę złota. I myślę, że cierpliwość i akceptacja, to są największe wartości, które możemy dać naszemu dziecku. Ale też myślę, że takie wyważenie przede wszystkim, żeby nie popadać w skrajności. Jeżeli dziecko zarazi się jakąś pasją, to żeby aż tak ślepo nie rzucać wszystkiego innego, tylko podążać w tym jednym kierunku. Bo dzieci mają inną perspektywę czasu niż my i im się może wydawać to, co teraz jest dla nich najważniejsze na świecie, to pojutrze już nie będzie, a my np. zainwestowaliśmy mnóstwo czasu i pieniędzy w przygotowania do nie wiadomo jakiego profesjonalizmu. Więc żeby rzeczywiście starać się wyważyć to wszystko. Ale ja uważam, że przede wszystkim być przy dziecku, to jest najważniejsze. Też doszkalać się, szukać odpowiedzi. My się nie rodzimy z wiedzą na temat tego, jak być dobrym rodzicem, nie ma nawet żadnej instrukcji obsługi dziecka, więc po prostu wszystko przez doświadczenie. I to, co kiedyś wydawało się być dobre, tak jak np. – w moim przypadku – ta obecność rodzica, chyba na mnie nie wpływała… Znaczy: ani nieobecność, ani obecność rodzica…
D. ABRAMOWICZ: To tak jak na mnie.
M. PYREK: Tak mi się wydaje, że to ani nie miało znaczenia, czy oni są, czy oni nie są. Myślę, że tak jak mój tata był pierwszy raz na zawodach, kiedy ja miałam 29 lat, byłam dorosłą osobą, to bardziej na mnie wpłynął pod względem takiego martwienia się, czy on sobie organizacyjnie poradzić , czy on dotrze na to miejsce w wielkim stadionie, to było takie trudniejsze dla mnie niż ten stres związany z jego obecnością i kibicowaniem. To już nie miało znaczenia. Ale też spotkałam się kiedyś z taką opinią psychologów, że w takim wieku nastoletnim nawet lepiej, żeby rodzic nie był na tym stadionie. I w ogóle ważne jest to, żeby zapytać dziecko, czy ono chce, życzy sobie obecności rodzica na stadionie.
D. ABRAMOWICZ: To też jest do wypracowania, absolutnie. W zależności od temperamentu dziecka właśnie rodzica, znowu od tego, jakie rodzic ma zasoby i w jaki sposób reaguje na to, co dzieje się na tym stadionie czy na innej arenie rywalizacji. Jest to bardzo - myślę - indywidualna współcześnie kwestia, na którą absolutnie warto zwracać uwagę.
M. PYREK: Oczywiście. Ja sobie nie wyobrażam sytuacji, kiedy moje dziecko mówi, że ja nie mogę być na zawodach. Bo od razu moja wyobraźnia mnie ponosi i od razu sobie myślę, że gdzieś za krzakami będę wypatrywać. Bo trudno mi jest sobie wyobrazić, żeby nie widzieć jego startu, nie kibicować mu. Ale chyba najtrudniejsze będzie dla mnie to, jeżeli on powie, że on sobie tego nie życzy. To trzeba będzie to wziąć na klatę i pójść do domu i poczekać aż będzie chciało mi o tym opowiedzieć. Ale też wracając właśnie do – to już oczywiście mówimy o takim powiedzmy półsporcie zawodowym – ale wracając w ogóle jeszcze do tych relacji, to my teraz biegniemy po prostu, za szybko ten świat ucieka.
D. ABRAMOWICZ: ...sportowy też.
M. PYREK: Też. I myślę, że w ogóle bycie z dziećmi jest trudne teraz, bo pracujemy zdecydowanie za długo. Często nawet jak wychodzimy z pracy, to nie wychodzimy z pracy, tylko w dalszym ciągu jesteśmy na mailach i działamy bardzo projektowo. To też jest fajna umiejętność sportowa, która… Jak są mistrzostwa świata, to się przygotowujesz na mistrza świata, po prostu, tu i teraz, i 100 procent albo i więcej poświęcasz temu. Ale z drugiej strony: takie przykładanie zbyt dużego wektora do pracy… Np. ja jestem taką osobą, która pracuje na 100 procent, bo nie umie inaczej, bo tak mnie sport nauczył. Ale czasem zbyt mocno się poświęcam czemuś i zatracam i po prostu zapominam o całym świecie. Więc trzeba też gdzieś tam wyważyć to wszystko. Ale drugiej jeszcze strony – czy może z trzeciej i czwartej już – to budowanie tych relacji. Sport daje tę możliwość bycia z dzieckiem i poznania jego reakcji na jakąś sytuację stresową na niepowodzenie.
D. ABRAMOWICZ: Zagłębienia się w jego świat, prawda?
M. PYREK: Tak. Nawet czasem nie jesteś – np. to tak sobie ja sobie wyobrażam – że jest jakiś problem w szkole. Nauczyciel ci zwraca uwagę, że dziecko się tak i tak zachowuje nieodpowiednio. Ty tego w ogóle nie widzisz w domu. Ale wyjdź z nim na podwórko, zagraj z nim, ale nie tak, że dasz mu wygrać, tylko naprawdę zagraj z nim w jakąś grę albo podejmiecie jakieś wyzwanie i zobaczysz wtedy, jakie emocje nim targają. I może wyjdzie coś, co cię bardzo zaskoczy. Ale jeżeli tego nie zrobisz, nie będziesz miał szansy poznać tych emocji i zareagować odpowiednio. Więc też to wspólne bawienie się w sport, to buduje po prostu relację, taką bliskość moim zdaniem. I ja się tego trzymam.
D. ABRAMOWICZ: Absolutnie, niech to będzie klamra. Myślę, że poza wszystkim i całą specyfiką współczesnego świata, także świata sportu i tym dążeniem do mistrzostwa, które przyświeca często także rodzicom, warto abyśmy pamiętali absolutnie na każdym etapie tej sportowej drogi dziecka - czy to dziecka małego, czy już dorosłego dziecka - o tym, że sport może uczyć życia, że wychowanie poprzez sport może być wspaniałym źródłem nabywania różnych kompetencji społecznych w przyszłości, także zawodowych, i wreszcie doskonałą szansą na to, żeby budować trwałą i bliską relację rodzic-dziecko, która oparta jest o bliskość i zaufanie.
M. PYREK: Dokładne, zgadzam się w stu procentach.
D. ABRAMOWICZ: Bardzo ci dziękuję. Myślę, że moglibyśmy długie godziny rozmawiać.
M. PYREK: Przegadałyśmy, co?
D. ABRAMOWICZ: Mam nadzieję, że mój debiut w tej formie wypadł w miarę przyzwoicie.
M. PYREK: Bardzo dobrze.
D. ABRAMOWICZ: Bardzo mnie ekscytuje to, kiedy ta rozmowa już pojawi się w przestrzeni. Mam nadzieję, że będzie wartością dodaną dla wielu osób. Bardzo ci dziękuję za twoje spojrzenie tak przekrojowe, dojrzałe i świadome.
M. PYREK: Bardzo dziękuję.
D. ABRAMOWICZ: Wszystkiego dobrego, dużo zdrowia.
M. PYREK: Dziękuję, wzajemnie.
Prowadzący
Ukończyła psychologię ze specjalnością psychologia kliniczna na SWPS Uniwersytecie Humanistycznospołecznym w Warszawie oraz szkolenie I stopnia w Centrum Terapii Skoncentrowanej na Rozwiązaniach CTSR, a także studia podyplomowe z psychologii sportu na SWPS Uniwersytecie Humanistycznospołecznym w Warszawie. Na co dzień współpracuje m.in. z Igą Świątek. Więcej na www.dariaabramowicz.com.